Przystawka magnetofonowa „TONI” produkcji DDR. Urządzenie
dla zmylenia nabywcy nazwane przystawką, w istocie coś w rodzaju
elektronicznego pucla wymagającego wykonania większej liczby operacji przy
uruchamianiu niż przy montażu trzech łóżek, czterech regałów i pięciu biurek
kupionych w IKEI. Ta przystawka to
magnetofon bez napędu, którego dostarcza gramofon, bez głośnika i częściowo wzmacniacza,
które dostarcza radioodbiornik, z zasilaczem (transformator+prostownik) w
postaci osobnego urządzenia i oczywiście mikrofonem także zewnętrznie
podłączanym.
A więc pięć elementów do skonfigurowania. Trudnego, nawet bardzo.
Operację zaczynamy od pozycjonowania przystawki na gramofonie, tak aby talerz
napędzał widoczny na zdjęciu, pokryty filcem wałek mechanizmu przesuwu taśmy.
Dość skomplikowana operacja z zakresu mechaniki stosowanej, polegająca na
precyzyjnej regulacji długości nóżek podtrzymujących urządzenie. A to tylko
łatwa etiuda przed klasówką z zasad kablowania. Na początek łatwe, podłączenie
zasilacza, choć i tu musimy pamiętać, że: „Na
obudowie zasilacza znajduje się gniazdko, połączone z masą przystawki, które
należy zawsze uziemić”. Dalej podłączenie radioodbiornika, dwa kable, jeden
z wtyczką do gniazda gramofonowego, drugi do wyjścia głośnikowego. Łatwe?
Niezupełnie. Jest kwestia oporności, bo jak mówi instrukcja: „W przypadku odbiornika z wyjściem o małej
oporności należy od anody lampy głośnikowej wyprowadzić przewód i połączyć go
przez kondensator o pojemności około 0,1 µF
(500 V) z przeznaczonym do tego celu gniazdkiem na tylnej ściance płyty montażowej.”
Bułka z masłem… Na tym poprzestaję, choć to nie koniec,
równie tasiemcowe instrukcje dotyczą eksploatacji, ustawień gramofonu,
przełączników radia, zasilacza w zależności od trybu pracy.
Ciekawe, że nasi enerdowscy bracia uważali, że magnetofon
może się narodzić tylko w drodze powolnych, ewolucyjnych przemian; w następnym
etapie do przystawki został dodany własny napęd. Podobne urządzenie było także
produkowane w Polsce, pod nazwą „Viola”, z podłączaniem do radia poprzez
specjalną podstawkę pod lampę, ale chyba od razu od tej embrionalnej postaci
przeszliśmy do produkcji pełnopostaciowego magnetofonu.
Prawie pełny zestaw (minus zasilacz) gotów do pracy wyglądałby
+/- jak poniżej.
 |
przystawka magnetofonowa TONI |
 |
przystawka magnetofonowa TONI |
Przystawka TONI po przepoczwarzeniu do postaci samonapędowego,
autonomicznego magnetofonu. W procesie metamorfozy TONI przemienił się w TONKO.
 |
magnetofon TONKO |
Suszarka do włosów - przystawka do odkurzacza gamma II. Wyprodukowanego w 1966 roku przez Rzeszowską Fabrykę Sprzętu Gospodarskiego im. A. Micała. To w zasadzie wielofunkcyjny kombajn, bo jeśli wierzyć słowom lektora Kroniki z 1960r. to: „To bardzo wykształcona maszynka, nie tylko odkurza, ale wykonuje jeszcze 8 innych czynności”.

Z ośmiu wzmiankowanych dwie są w materiale pokazane, wykonywane z pomocą 2 przystawek, które mam i pokazuję poniżej na zdjęciach. Jedna to rozpylacz, którego (racjonalne) użycie potrafiłem sobie wyobrazić, nie wymaga zasilania elektrycznego, więc można go zamontować na końcu węża, (choć w materiale, bezpośrednio zamocowany do trzymanego w rękach odkurzacza, służy do skrapiania materiałów przed prasowaniem, co daje efekt, co najmniej komediowy).
Natomiast suszarka ma nagrzewnicę - wymagając zasilania prądem musi być bezpośrednio podłączona do gniazdka umieszczonego z tyłu odkurzacza, u wylotu powietrza. To wystawia naszą wyobraźnię na ciężką próbę. Z pomocą przychodzi Kronika pokazując męża, który obiega suszoną żonę dzierżąc w uniesionych rękach całe to ciężkie, połączone na styk ustrojstwo. Kobieta wygląda na zadowoloną, twarz męża nie zdradza (o dziwo) żadnych emocji, ale może były jakieś duble kręcone? Powstaje mnóstwo pytań, o niezamężne kobiety, panny na wydaniu, w każdym razie gorąco zachęcam do obejrzenia Kroniki.
 |
suszarka do włosów - przystawka do odkurzacza gamma II |
 |
suszarka do włosów - przystawka do odkurzacza gamma II |

 |
suszarka-przystawka - element grzejny |
Podświetlany grzybek do
cerowania. Ciężko ocenić, jaką
pozycję powinien zająć w rankingu bezużyteczności, bo nikt dziś już nie ceruje.
Trudno też przeprowadzić wiarygodne badania na dużej próbce respondentów,
jednoosobowy i jednorazowy test nie wykazał, aby podświetlanie w szczególny
sposób ułatwiało prace cerownicze. Może jednak jakiś walor posiada, bo
wyprodukowała ten gadżet nie byle jaka firma, bo AEG.
Grzybek podświetla miniaturowa, latarkowa żarówka, prąd 4V /
0.3A dostarcza mały transformator z
wtyczką kontaktową na końcu długiego – dla wygody dziergania – przewodu.
 |
podświetlany grzybek do cerowania |
 |
podświetlany grzybek do cerowania |
  |
podświetlany grzybek do cerowania z transformatorem
Dwa wsteczne grzybki, które nie uwierzyły w świetlaną przyszłość, którą przynieść miała powszechna elektryfikacja.
|
Krosno do cerowania. Pozostając na chwilę przy cerowaniu - każdy, kto zrozumiał, jak to ustrojstwo używać, nie powinien cerować, tylko projektować komputery nowej generacji.
 |
krosno do cerowania |
I jeszcze angielska wersja, objęta patentem, cerowniczego krosna.
 |
The Ebor Darner. Krosno do cerowania. |
Mea culpa! Jak wynika z korespondencji nadesłanej przez p.
Annę Harper (w komentarzach poniżej) zasada działania krosna jest w istocie
prosta, stosowanie jest tak łatwe, jak słuchanie jazzu. Kiedy zamieszczałem ten
wpis nie miałem poglądowego zdjęcia, istotnie wystarczy jeden rzut oka…A efekty
stosowania zaiste zjawiskowe, łaty wyglądają jak awangardowe gobeliny utkane
ręką Malewicza?
Lampka oszczędnościowa. Czy istotnie, nie wiem, może ktoś podpowie? Nie potrafię zgadnąć, jakie inne mogłaby mieć zastosowanie, choć może stosowana była w szczególnych miejscach i rolę odgrywały kwestie bezpieczeństwa? Jedyna osoba, która twierdziła, że zna to urządzenie uważała, że było stosowane dla oszczędności elektryczności w miejscach wymagających stałego oświetlenia, takich jak ciemne korytarze.
To transformator 120V/6V, z dużym (E27) gwintem z jednej strony, dającym na wyjściu napięcie do żarzenia miniaturowej żarówki. Oszczędności, jeśli do tego służyła, musiały być dość iluzoryczne?
 |
stara lampka oszczędnościowa |
Znalazłem jakiś czas po zamieszczeniu tego wpisu takie urządzenie z napisem TRANSFORMATOR "OSZCZĘDNOŚĆ", a więc miały jednak głównie (i może wyłącznie) pomagać w zmniejszaniu rachunków za prąd.
Praktyczne przytrzymywacze do misek. Praktyczne? Reklama głosi, że uchwyty: „zastępują drugą osobę przy ucieraniu ciasta”. Czy chcemy ją zastąpić jakimiś metalowymi pałąkami okręconymi drutem? Większość potencjalnych nabywców miała w tej mierze, jak i praktyczności ustrojstwa, chyba poważne wątpliwości, bo to jedyny egzemplarz, jaki widziałem, a zaoferowano światu te wihajstry w czasach wczesnego Gierka.
 |
praktyczne przytrzymywacze do misek |
 |
praktyczne przytrzymywacze do misek |
Obieraczka do jabłek i ziemniaków. Obieranie techniką obróbki skrawaniem. W zasadzie nie powinna się znaleźć w tym dziale, bo do dziś odmiany tego urządzenia są produkowane, a więc uzyskały prawo do reprodukcji w drodze darwinowskiej selekcji maszyn. Ale może potomstwo było bardziej udane, ta niby działa, ale mocowanie, nastawianie przesuwu, kąta elementu skrawającego, innych elementów, trwa bardzo dłuuuuugo, kilka razy dłużej, niż obranie obiadowej porcji kartofli tępym scyzorykiem. I jest bardzo wybredna, przyjmuje do obróbki tylko kształtnie obłe jabłka i ziemniaki.
 |
obieraczka do jabłek, ziemniaków |
I podobne urządzenie z epoki, jeszcze bardziej masywne i zapewne jeszcze trudniejsze w użyciu. (Nie)działające na podobnej zasadzie, inaczej jednak jest skonstruowany mechanizm przesuwu elementu skrawającego Oba rozwiązania okazały się chyba chybione, bo we współcześnie produkowanych urządzeniach przesuwane jest nie ostrze, a obiekt skrawany/obierany.
 |
obieraczka do jabłek, ziemniaków |
 |
obieraczka do jabłek, ziemniaków potato/apple peeler Sklep "Lamus", ul. Nowomiejska 7, Warszawa |

Škrabač brambor. To dla odmiany urządzenie z rodziny obieraczek skrobaniem (jak głosi instrukcja). Ulotka zachęca:

 |
Škrabač brambor |
Przeczytałem, wzbudziła umiarkowane. Już na etapie kupowania pyr musimy pamiętać, aby wybrać wyłącznie małe, najwyżej średniej wielkości. Do ustrojstwa wkładamy jednorazowo tylko jedną warstwę, czyli w sumie kilka. Maszynkę należy włożyć do zlewu, a następnie wypełnić go wodą. Ostrożnie nałożyć pokrywę „uważając, aby zameczki się zatrzasły (sic!). Eksperymentalnie, w zależności od pory roku, ustalić optymalną liczbę obrotów korby. I oczywiście także pamiętać, aby urządzenie naoliwić olejem maszynowym raz w miesiącu. Spore obciążenie pamięci i sporo czynności do wykonania, a to tylko krótkie preludium przed prawdziwą krwawicą (czasami dosłownie), czyli czyszczeniem ustrojstwa - licznych nożyków i tarki - z obierek. Podobne urządzenie mieliśmy, jako przystawkę do robota kuchennego, było użyte tylko 1 (słownie: jeden) raz.
 |
maszynka do obierania ziemniaków |
 |
maszynka do obierania ziemniaków - instrukcja |
 |
maszynka do obierania ziemniaków potato peeler |
Prasowaczki do kantów. Gdybyśmy
choć ułamek energii, którą włożyliśmy w prasowanie kantów poświecili uprawie ogródków to od pokoleń żadne dziecko w Afryce nie kładłoby się spać głodne. Przyszłe pokolenia archeologów, antropologów kultury, zapewne będą mieli kłopot z interpretacją tego dziwnego rysu naszej kultury, kompulsywnej dbałości o prostolinijność załamania skrawka materiału. Do pomocy w dziele prostowania wszelakich załamań wyprodukowaliśmy przeogromną liczbę gadżetów, poniżej trzy z lat 60. ubiegłego wieku.
 |
prasowaczka do kantów |
 |
prasowaczka do kantów
|
   |
prasowaczka do kantów, krawatów i kołnierzyków. |
 |
prasowaczka do kantów, krawatów i kołnierzyków. |
I enerdowska prasowaczka z 1958 roku. Jak (ledwo) widać na zdjęciu pomieszczonym w gwarancji, można było ostrzyć kanty bez zdejmowania spodni, jeśli można było skorzystać z pomocy guten Kollegen.
 |
Hosen-Bügler, DDR 1959
|
Ale to dość masywne urządzenia dla dużych kantów. A drobne kanty? Te można było rewitalizować z pomocą miniaturowego ŻELAZKA PODRÓŻNEGO (10 cm długości) o seksownej nazwie P120. Z cennym, w sposób znaczący poszerzającym naszą wiedzę pouczeniem w instrukcji eksploatacji: „Nie należy w czasie prasowania pociągać za sznur, gdyż może nastąpić jego oberwanie”. Zaopatrzonego w bezpieczną (dla stołu, ale nie dla zdrowia) podstawkę wypełnioną azbestem.
 |
żelazko podróżne |
Lub takim, równie miniaturowym (12 cm.), lecz bardziej
leciwym, bo wyprodukowanym jeszcze w latach 30. XX w. przez firmę Thermos A.G. Nazwa
nieprzypadkowa, firma powstała w 1909 roku z inicjatywy Reinholda Burgera, wynalazcy
termosu, który sprzedał właścicielom prawa do patentu i nazwy handlowej. Dużo później, już za czasów NRD, kupowaliśmy termosy
wyprodukowane przez ten zakład przemianowany na VEB Thermos.
  |
żelazko podróżne TEAGEH |
Prasowanie krawatów. Pierwsze urządzenie z poniżej prezentowanych wydaje się sensownie zaprojektowane, w tej zakładce tylko dla rejestru. Drugie natomiast jest rodzajem parowej maglownicy; wlot (pokazany na zdjęciu) na końcu górnego wałka był pozycjonowany tak, aby przechwytywać parę z czubka czajnika, kanały wzdłuż wałka rozprowadzały ciepło na całej długości rolki. Tyle teoria. W praktyce musiało być to kosmicznie trudne w obsłudze urządzenie, chyba że służyło do innych, bardziej ambitnych celów w epoce pary, zanim ułożono linie rozprowadzając wolne elektrony.
 |
prasowaczka do krawatów Krawatten
Bügler 1958 |
 |
prasowaczka do krawatów |

Pralka turystyczna. Prawdopodobnie z epoki średniego Gierka.
To definitywnie nie jest dobrze wymyślony gadżet. Turystyczna, ale na prąd z
sieci, więc nie do zabrania na wywczas pod namiotem. Oznaczenia min/max
wskazują, że można ją zanurzyć w misce, kuble tylko na kilkanaście centymetrów,
a więc do uprania dwóch par majtek, trzech par skarpetek. Czyli do zabrania do
domu FWP w Karpaczu, aby zaoszczędzić kilka ruchów ręką? Nie znajduję takiej kombinacji
trybu przewiezienia/punktu docelowego, przy której rachunek wydatku
energetycznego nie wykazywałby wielkiego manka.
  |
pralka turystyczna PREDOM |
Wibrator z PRL. Pojawił się na rynku jeszcze w czasach gospodarki centralnie sterowanej. W oparciu o licznie zgłaszane postulaty na zebraniach partyjnych oceniono, że jest to szczególnie pożądany artykuł gospodarstwa domowego, zaspokajający istotne potrzeby rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego.
I niezapomniany widok: w czasach rynkowych niedoborów, gdy regały sklepowe wypełniano butelkami octu, stały na baczność długimi rzędami na półkach w DT Centrum, a ekspedientki, z kokieteryjnym uśmiechem informowały, że jest to przyrząd do masażu twarzy.
Nie mnie oceniać, czy powinien pozostać w kategorii BAD DESIGN, zostanie przesunięty do odpowiedniej zgodnie ze zgłoszonymi opiniami osób lepiej zorientowanych w obszarze relewantnych kwestii.
  |
wibrator PRL |
 |
wibrator PRL - karta wyrobu |
Chomik. Jak głosi slogan na torebce: zamienia resztki mydła w pianę. Oszczędności tak poczynione chyba były dość iluzoryczne, bo okres amortyzacji torebki zapewne był dużo dłuższy niż jej żywot. I potencjalnie bardzo konfliktogenna, bo mogła być użytkowana tylko przez jedną osobę, a raczej trudno byłoby liczyć na pozyskanie użytkownika na zasadach wolontariatu. Alternatywnie, resztki mydła mogły być sukcesywnie przenoszone do imiennych torebek wszystkich członków rodzinnej wspólnoty, ale w tym trybie rachunek wynikowy zarówno w wymiarze finansowym, jak i operacyjnym byłby zapewne jeszcze mniej korzystny.



Scyzoryk sztućcowy. Pozornie rzecz przydatna, zabierałem na
wycieczki, wakacje, obozy, pikniki i…nigdy nie użyłem, zawsze w końcu przegrywał
w konkurencji ze zwykłą łyżką i widelcem. Niby dobrze wymyślony, bo rozbieralny
na trzy odrębne sztućce, w praktyce rozbiór/składanie wymagało użycia sporej
siły i dużej dozy koncentracji, nie wspominając o myciu, w zasadzie długim
szczotkowaniu licznych szczelin, załamań, otworów. Znów bilans całkowicie
ujemny.
 |
scyzoryk sztućcowy |
A więc klasyczny przykład overdesign. W przypadku takich
sprzętów najpełniej sprawdza się zasada Dietera Ramsa: less is more. Jak w
przypadku niezbędnika poniżej, na wyposażeniu żołnierzy Wehrmachtu. Dość
obrzydliwy, użycie wymagało zapewne sporej dozy odwagi, może pełnił też funkcje
wychowawcze hartując ducha żołnierskiego męstwa?
 |
niezbędnik - Wehrmacht |
Albo taki, redukcyjny, choć tu less nie znaczy more, a useless, przydatny chyba tylko do zakąszania małpki szprotami.
Składany kubek bakelitowy. Nie tyle bezużyteczny, co wielce niebezpieczny. Prawdopodobnie cierpiący na hydrofobię, bo wypełnienie płynem wywoływało silną reakcję obronną w postaci obkurczania do stanu wyjściowego. Szczególnie po napełnieniu ciepłym płynem powodującym rozszerzanie elementów harmonijkowej ‘samonośnej’ konstrukcji.
  |
składany kubek bakelitowy |
Tarcza ręcznego rozruchu silnika samochodu Fiat 126p. Montowana
za pomocą trzech śrub na wałku prądnicy. Solidnie wykonana; jak głosi
instrukcja, linka wykonana jest ze sznura jedwabnego, a całość jest „zabezpieczona
przed korozją galwanicznie przez kadmowanie z pasywacją”. Super.
Oczywiście „Rozruch następuje przez energiczne pociągnięcie ręką nawiniętej
linki”. Raczej nie do jednorazowego użycia w przypadku rozładowania
akumulatora, bo chyba niezmiennie preferowana byłaby opcja „na pych” biorąc pod
uwagę w sumie dość rozbudowane instrukcje montażu i użycia. A więc do stałego
zamontowania i użycia? Są jakieś statystyki odnośnie jednoręczności byłych
właścicieli maluchów?
 |
tarcza ręcznego rozruchu - FIAT 126p |
Kuchenki turystyczne. Produkowane w bardzo szerokiej gamie rozmiarów i mocy (150W po lewej, 300W po prawej na zdjęciu). A w zasadzie całkowicie zbędne, bo jak każdy doświadczony podróżnik wie, w roli kuchenki doskonale sprawdzało się odwrócone stopą do góry żelazko. I była to wiedza raczej powszechna, bo pamiętam, iż w latach 70. angielskie gazety często donosiły o pożarach hoteli spowodowanych takim zastosowaniem urządzeń prasowalniczych. Ówcześnie dotyczyło to głównie biznesowych delegacji z Chin, którym mikroskopijne, delegacyjne budżety nie zezwalały na korzystanie z miejsc zbiorowego żywienia. Często po ugotowaniu ryżu zapominali wyłączyć żelazko udając się na trudne, biznesowe negocjacje. Inna rzecz, że kuchnia chińska idealnie dostosowana jest do stosowania takiego modus obróbki cieplnej, trudno wyobrazić sobie ugotowanie w tym trybie Coq au Vin, czy chociażby bigosu.
Żelazko gliwickiej Spółdzielni Pracy M-E (równie seksownie, acz skromniej nazwane P-7) perfekcyjnie zaprojektowane, jako urządzenie podwójnego zastosowania. Składana rączka umożliwia łatwe i stabilne pozycjonowanie, jako płyty grzewczej.
 |
kuchenki turystyczne |
 |
żelazko turystyczne P-7 |
Rower z elektrycznym napędem. Zdjęcie zrobiłem w 2009 roku u wejścia na pchli targ w Pekinie. Kiepsko mieści się w kategorii bad design, chyba zasługuje na własną - „extreme design”, czy też „wysypisko design”? Dłuższe oglądanie zdjęć powoduje trwałe zmiany w ośrodkach kory mózgowej odpowiedzialnej za percepcję wzrokową, a więc dla ułatwienia – źródło zasilania, akumulator samochodowy, znajduje się pod przednim siedzeniem (w zasadzie siedliskiem?) dla kierowcy. Napęd rozruchowy dostarcza pasażer usytułowany na tylnym siodełku (siodle?) w pionie pedałów, silnik z pralki przywiązany rzemieniem do platformy dalej z tyłu napędza, poprzez system wałków, tylnie koło. Nisko zawieszone, obciążone torby zapewniają stabilną jazdę poprze obniżenie środka ciężkości.
 |
rower z elektrycznym napędem |
 |
rower z elektrycznym napędem - Chiny |
I tylko poglądowo - z tego samego miejsca - bardziej konwencjonalne rozwiązanie, takie silniki były także produkowane w Polsce.
Poniżej utrzymana w tych samych klimatach, ale bardziej inżynieryjnie elegancka konstrukcja z ulic Warszawy. Silnik od kosy spalinowej o mocy 1KM, bardzo oszczędny.
I na koniec unikatowy, trochę egzotyczny, ale bardzo funkcjonalny pojazd p. Adama Sodela, do objrzenia w niedziele na Kole. Mam nadzieję, że p. Adam wybaczy mi umieszczenie w tej zakładce, to bez wątpienia nie jest bad design, raczej ingenious design, ale na razie nie mam takiej zakładki.
Suszarka do włosów made in DDR. Pomysł był chyba niezły, miała to być mała, domowa suszarka, oferująca wygodę użycia porównywalną ze stojącą, hełmową dmuchawą salonu fryzjerskiego. I w zasadzie działa, ale jednak przegrała z setkami innych modeli darwinowską walkę o miejsce na półce sklepowej.
Jak to często bywa z tego rodzaju gadżetami, nie zadecydowały zapewne względy natury czysto funkcjonalnej, ale… Powiem tak – znalezienie kobiety skłonnej pozować do zdjęcia z tym ustrojstwem na głowie okazało się trudniejsze, niż kupno serdelków w czasach, kiedy enerdówek wydał na świat ten wynalazek.
Okalająca głowę część zrobiona została z podwójnej warstwy ceraty. Wewnętrzna powłoka jest perforowana, małymi dziurkami powinno (w założeniu) wypływać, równomiernie na całej powierzchni, powietrze pompowane miniaturowym wiatraczkiem umieszczonym w górnej, plastikowej obudowie. Powietrze - o dziwo - ciepłe, bo w tej bardzo małej kapsule zdołano umieścić 300-watową nagrzewnicę.
 |
suszarka do włosów DDR hair dryer DDR |
Torebkopoduszka. I jeszcze w bogatej serii peerelowskich bajerów nadmuchiwana do postaci poduszki torba podróżna. Pomysł jakoś się broni, można sobie wyobrazić takie awaryjne użycie torby w męczącej podróży, ale do zakładki BAD DESIGN trafia (docelowo) za sprawą wykonania czyniącego ten gadżet w zasadzie bezużytecznym w obydwu zastosowaniach. Mała, zrobiona z grubego, sztywnego plastiku jest bardzo nieporęczna, jako torba, natomiast każda próba użycia, jako poduszki powoduje wystrzelenie zatyczki wężyka do nadmuchiwania z towarzyszącym odgłosem, który na pewno nie przyczyniłby się do zacieśnienia relacji z pozostałymi uczestnikami ekskursji.
Przeglądnąłem, przeczytałem opisy wszystkich zgromadzonych przedmiotów i zrozumiałem ideę takiego zbioru. Gratuluję świetnego pomysłu, wydaje mi się, że jego oryginalność powinna zaowocować znacznym poszerzeniem zbiorów, chociaż i tak jest już jest zaskakująco duży.
OdpowiedzUsuńDobrym podtytułem byłby: Rosyjska automata do wiązania krawata. Myje goli i pie..oli, krawaty wiąże i usuwa ciążę.
Ręczny rozrusznik silnika Fiata 126p sam stosowałem, prosta i skuteczna sprawa, a obie ręce mam nadal.
OdpowiedzUsuńMiałem nakręcaną radziecką maszynkę do golenia. Przy dużej dozie zaparcia można sie było ogolić.
OdpowiedzUsuńNie tylko szkło powiększające. W owych czasach były też modne przeróbki telewizorów na większy kineskop. Poza lampą obrazową, wymieniano cewki odchylające, transformator wysokiego napięcia i oczywiście maskownicę. Najwięcej pracy było przy skrzynce, którą trzeba było trochę podwyższyć i zrobić to estetycznie dodając listwę maskującą. Robiły to wyspecjalizowane prywatne zakłady RTV. Widziałem taki telewizor.
OdpowiedzUsuńCiekawe, nie widziałem takiego telewizora, a może widziałem, tylko bez tej wiedzy nie dostrzegłem przeróbek. Byłby to wspaniały eksponat do zakładki „trwale związki”. A może nowej, o takich właśnie przeróbkach, było takich sporo w czasach skromnej oferty sklepowej. Pamiętam, że w pociągu do Katowic współpasażer zrobił mi długi wykład o zelowaniu butów za pomocą gumy wycinanej z krążków do gry w hokeja na lodzie. Mówił, aby zwracać szczególną uwagę na kraj pochodzenia, świetne do tego celu były radzieckie, a nieprzydatne czeskie – albo odwrotnie. Może ktoś pamięta?
OdpowiedzUsuńBardzo zabawne i pouczające. Dziękuję za ciekawy zbiór kuriozów z poprzedniej epoki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCo do urządzenia do cerowania głęboko się Pan myli. Jest to urządzenie absolutnie genialne. Każdy kto raz cerował cokolwiek wie jak tego użyć, sama używam. Postaram się wrzucić zdjęcia i podać link pokazujący zasadę działania. Jeśli chce się cerować jest niezastąpione- skraca czas wykonania cery do kilku minut. Jeśli jest Pan w posiadaniu takowego, a zwłaszcza tej wersji angielskiej - chętnie odkupię. Oraz grzybek z lampką.
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/photo.php?fbid=1871371136319163&set=pcb.1871372596319017&type=3&theater to jest pierwsza moja próba z urządzeniem, stąd brzegi jeszcze trochę krzywe, kolejno druga i trzecia wykonana cera. Coraz równiejsze.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wpis, oczywiście biję się w piersi, łaty są wyjątkowej urody i istotnie wystarczy rzut oka na zdjęcie, aby zrozumieć (prostą) zasadę działania. Ja posiłkowałem się słownym opisem stosowania, a to jeden z tych przypadków, gdzie zdjęcie warte jest tysiąca słów. Dla mnie ciekawy dodatek do książki, którą akurat czytam - On Weaving autorstwa Anni Alberts, w urządzeniu zastosowano zmyślny, nie uwzględniony w książce system przekładania górnych i dolnych nici osnowy. Urządzenie umieściłem w zakładce BAD DESIGN bo nie widuję kolejnych odmnian, generacji krosna, stąd sądziłem, że to jeden z wielu gadżetów krótkiego żywota, ale to zapewne konsekwencja nastania ery rzeczy jdnorazowego użytku. Miło zobaczyć, że ktoś jeszcze przywraca do zdrowia rzeczy powszechnie skazywane na eutanazję. Chętnie – z Pani przyzwoleniem – umieszczę zdjęcia w głównym tekście, może damy oczątek nowej modzie, odmianie kolorowych, bikiniarskich skarpetek z lat ’60? Angielskiej wersji chyba nie mam, poszukam, o ile pamiętam zrobiłem zdjęcie na jakimś pchlim targu, ale polskie krosno chętnie przekażę w Pani zwinne ręce – proszę dla podtrzymania kontaktu napisać do mnie bezpośrednio na piotrpaszk@wp.pl.
UsuńW Polsce aparat był produkowany jako Zenit, chyba jako pierwszy, a potem identyczny jako Tempo. W Anglii poza tym, który Pan pokazuje był taki sam co do zasady jak nasze Speadweaver opisany świetnie na blogu o cerowaniu pana Toma Hollanda https://tomofholland.com/2011/06/23/the-speedweve-lancashires-smallest-loom-directions-for-use/ -jest od naszego trochę lepszy - ma 14 haczyków i są one nieco gęściej ustawione, nasz ma 10 i luźniej. Natomiast tamborek polskiej wersji ma dwie strony - wypukłą do cerowania pięt skarpet oraz płaską do cerowania na płaskich powierzchniach. Angielska z tego co widzę ma tylko powierzchnie płaskie. Zdjęć proszę używać do woli, jestem za promowaniem naprawiania a nie wyrzucania :-) Cera dla hipstera!
UsuńCiekawe, ewidentnie pomieściłem krosno w złej zakładce, chyba należy mu się transfer do tematu TRWAŁE ZWIĄZKI, pospołu z innymi przykładami starannych, wykonanych dużym nakładem pracy napraw tekstyliów z użyciem takich i podobnych urządzeń. To wzruszające artefakty z innych czasów, epoki długowieczności przedmiotów troskliwie chronionych przed niszczycielską siłą entropii.
UsuńŚwietny wpis. Będę na pewno tu częściej.
OdpowiedzUsuńCiekawe starocie. Tak brzydkie, że aż fajne
OdpowiedzUsuń