KAPCIE POLSKIE


kapcie polskie

czyli ogólny kosz na różne łapciane kurioza, wszelakie osobliwie śmieszne napisy, reklamy, książki…


Kapcie. Dwa zdjęcia, które zrobiłem w 2004 r. Patriotyzm konsumencki w najlepszym wydaniu. Niestety, ponad dekadę później są wśród nas jeszcze tacy, co cudze chwalą, swego nie znają.
kapcie polskie promocja
Przyrząd do klepania kos. Zniewalające klimaty lat wczesnej transformacji. Zdjęcie warte tysiąca słów. Jak zawsze, gdy historia przyśpiesza, STARE miesza się z NOWYM. STARE jeszcze klepie kosy, NOWE zdjęło modelce (well, córce sąsiada?) bluzkę, nałożyło ciemne okulary. W duchu nowych idei, które przywiał wiatr historii przekaz zbudowany z połączenia elementu subtelnej erotyki z wyszukaną, aluzyjną grą słów: baba z pomocą babki klepie…

babka - przyrząd do klepania kos
BABKA - przyrząd do klepania kos

babka - przyrząd do klepania kos reklama lata 90.
BABKA - przyrząd do klepania kos
Uzupełniające objaśnienie dla japiszonów nowej generacji, którzy już nie mają dziadków na wsi: takie kowadełko, do klepania kos, nazywało się babka.
babka - przyrząd do klepania kos
Były też takie, zintegrowane z siedliskiem, do obejrzenia w Muzeum Etnograficznym. Choć to może nie babka, tylko raczej prababka, czy też praprababka babki z reklamy…?
Praprababka wszystkich babek


I jeszcze trzy migawki z początków polskiego NEP-u, lat śpiesznej, wręcz euforycznej  krzątaniny pionierów nowego ładu anektujących kolejne połacie ziemi obiecanej. Ponaglano nas, abyśmy brali sprawy w swoje ręce szparko,  bez zbędnej zwłoki, stąd specjalna ścieżka szybkiego dostępu do samolotu dla najszybszych jeźdźców  pionierskiej szarży, zwanych teraz biznesmenami. Zdjęcie zrobiłem na lotnisku w Gdańsku, o ile pamiętam napis terminal biznesmeński ciągnął się neonowymi literami przez całą długość dachu jednego z budynków portu lotniczego, niestety tego zdjęcia nie mogę odnaleźć.

terminal biznesmeński Gdańsk lata 90. lata transformacji
Terminal Biznesmeński - Gdańsk
Toaletna bumaga. To zdjęcie zrobiłem jadąc pociągiem z Gdańska do Warszawy na stacji Malbork. Ten akurat pionier przedsiębiorczości wziął w swoje ręce młotek i gwoździe  i pod widoczną na zdjęciu - przymocowaną na zewnątrz kibla - rolką papieru toaletowego przybił metrową miarę stolarską.  Odległość od szaletu była spora, a ja miałem przy sobie tylko miniaturowy ‘idiot proof’  aparat, stąd szczegóły są niestety niewidoczne. Pan w niebieskim kitlu bardzo dokładnie odmierzał odcinki papieru zgodnie z zapotrzebowaniem klientów i sprzedawał je stosując złożony algorytm przeliczeniowy ceny rolki na centymetry bieżące,  uwzględniający oczywiście, w proporcji do długości odcinka przekazywanego, należną marżę za usługę wykonaną z wymaganą dbałością o interes klienta.
toaletna bumaga sprzedawana na metry - Malbork, lata 90.
toaletna bumaga - Malbork


I ostatnia nostalgiczna odsłona. Sprzedaż pozarynkowa brzmi jak oksymoron, ale może tabliczka miała jakiś sens w kontekście specyficznych regulacji okresu przemian? 


sprzedaż pozarynkowa

Szczuroszczelność. To  była pierwsza, wstępna rozprawa, zaledwie przyczynek do zagadnienia, szczególna teoria szczuroszczelności.  Pan doktor niewątpliwie zwieńczył długie lata naukowych dociekań dziełem życia, ogólną teorią szczuroszczelności.
szczuroszczelność praca naukowa
szczuroszczelność
Poniżej traktat kolegi dr Brodniewicza. Druga i ostania pozycja wydziałowego (oddziałowego?) dorobku, po wprowadzeniu programu oszczędnościowego prace (re)habilitacyjne nie były kierowane do druku.  

Intarsja bagnetem. Jak pisze autor wstępu, intarsja "to sztuka równie trudna, jak piękna".  Na pewno trudna. Szczególnie w mierze oddania subtelnych odcieni wyrazu twarzy. Nie chciałbym być nadmiernie krytyczny, ale uśmiechowi Stasia siedzącego na czołgu brakuje siły ekspresji.

intarsja bagnetem

intarsja w twórczości żołnierskiej  inalay in military art
intarsja w twórczości żołnierskiej 

Tablica ostrzegawcza z ciekawym słowem. Nie ma go w SJP, ale może było, bo słowo pojawia się także na plakacie BHP wydanym w 1955 autorstwa  W. Świerzego.
zawiśnięte drzewo tablica ostrzegawcza
zawiśnięte drzewo
Oni…Nie podoba się zaimek? A co ma być? Pijarowie, Pijarzy, kto to wie. I w każdej wersji brzmi, jakby to byli jacyś PR-owcy. A tak jest krótko i jednoznacznie. Napis na Domu Seniora „Piękny Brzeg” przy ul. Harcerskiej.
Reklama na okładce kalendarza na rok 1950.  
gotowe makarony - reklama z r. 1950

Wielka Promocja

Oczka nielecące. Spodobałyby się Chomskiemu, na pewno by kupił tę parę pończoch żonie w prezencie, może nawet posłużyłby się tą frazą w miejsce słynnego „Colorless green ideas sleep furiously” w swojej przełomowej publikacji. Idealnie także nadaje się do ulubionej zabawy anglistów na wszelakich konferencyjnych spędach, czyli tłumaczenia verbatim; Flightless eyes? Non-flying eyes? Stationary little eyes? Little eyes that will stay put? Dużo możliwości. 

Podobnie intrygująca fraza – obciąganie guzików - widniała na szyldzie małego zakładu krawieckiego nieopodal mojego domu. Mijałem go prawie codziennie przez wszystkie lata chodzenia do szkoły i niezmiennie ewokował w mojej głowie nieskończenie długą listę pytań: Co znaczy słowo obciąganie? Jaka to czynność? Dlaczego – przyjmując jedno z możliwych znaczeń – ktoś chciałby obciągać guziki? Jak się to robi? Jak wyglądają guziki po obciągnięciu? Czy obciągnięty guzik się jeszcze do czegoś nadaje? Ciekawe, że nigdy nie wstąpiłem do zakładu, aby zapytać. Chyba podświadomie wolałem, aby pozostało to enigmą, zgadywanie w końcu trochę niwelowało nudę dreptania do budy.


Były także inne słowa, z którymi miałem kłopot, a których znaczenia nie sprawdziłem z tych samych powodów. Jak - pozostając przy pończochach – słowo repasacja, sugerujące przedrostkiem, że była jakaś pasacja, którą powtórzono? Tę pracownię - repasacji – też często mijałem, w niej kobieta zwana repasaczką z pomocą takich urządzeń, jak na zdjęciu poniżej podnosiła upadłe oczka, bo jednak oprócz little flighless eyes były także takie, które próbowały lotów. 

oczka nielecące pończochy damskie stylonowe


MASZYNKA DO REPASCJI
PEDAŁ I MASZYNKA  REPASOWACZKI

Podnoszeniem upadłych oczek musiała się trudnić armia ludzi w skali kraju, bo oprócz maszynki na zdjęciu powyżej produkowano - w samej tylko Warszawie - jeszcze przynajmniej  trzy inne modele, skądinąd bardzo solidnie wykonane, w odlewanych, masywnych obudowach. 
Maszynki do repasacji warszawskich producentów

maszynka do repasacji samoróbka DIY contraption for mending  ladders in stockings
I na koniec prawdziwy mercedes wśród repasantów/repasantek, maszynka Alfa produkcji DDR z 1961 roku, oczywiście ze znakiem pierwszej jakości. Oferowany z zapasowymi membranami powietrznej pompki (ostatnie zdjęcie). 
Maszynka do repasacji pończoch, DDR 1961.  Machine for mending ladders in stockings, VEB Sachsenwerk DDR 1961. 
Zapasowe membrany do pompki. Spare membranes for the air pump.
A dla kontrastu wersja z drugiego końca cenowego spektrum, aparat MOMENT do domowego podnoszenia - chyba niezbyt nisko – upadłych oczek.


Usługi kuracjuszy – daje dużo do myślenia. Przez lata czytaliśmy reportaże o tym, jak życie sanatoryjne sprzyja zawiązywaniu stosunkowo krótkich, ale bardzo bliskich, wręcz intymnych relacji pomiędzy pensjonariuszami, ale nigdy nie widziałem wzmianki o tym, aby jakieś sanatorium ustanowiło jednostkę administracyjną porządkującą te bardzo spontaniczne - z natury rzeczy - oddolne poczynania. A jednak – na zdjęciu biuro sanatorium w Sokołowsku na Dolnym Śląsku.
Biuro usług kuracjuszy
Klimatyczne zdjęcie zrobione w miejscowości Nur nad Bugiem. Wiekowa, drewniana chata przylepiona tylną ścianą do nowo wybudowanego murowańca, tzw. polskiego sześcianu epoki PRL. Częsty widok w epoce późnego Gierka, w latach 80. ubiegłego wieku, dziś już niespotykany. Chatki zachowane na czas budowy z czasem znikały, rozbierane lub chyba częściej przenoszone w nowe miejsce po sprzedaniu działkowiczom. Ta cudownie ocalała, aby znaleźć sposobne zastosowanie w nowej rzeczywistości na szlaku znojnej wędrówki znoszonych garsonek i watowanych jesionek z zachodu na wschód.

Książka skarg i wniosków. Reaktywowana po latach wisi na stoisku bazarowego sprzedawcy. Z instrukcji wynika, że aktem podania książki sprzedawca podejmował obowiązek dostarczenia kalki. Trochę niesprawiedliwe, pewnie wrabiano w to młodych sprzedawców z plakietką „uczeń”. I ta dziś wzruszająca wytworność sformułowań: „proszony jest o zażądanie”! Nikt się dziś do mnie tak nie zwraca.
książka skarg i wniosków

Książka skarg i wniosków - instrukcje dla wpisujących 

Zetpety and/or prison design. Chyba, może ktoś podpowie, bo to rękodzielnictwo – z błon rentgenowskich i fotograficznych - nie pozostawiło trwałych śladów w zbiorowej pamięci. Na pewno zakładki z zużytej błony fotograficznej były przerabiane na zetpetach, tak to pamięta żona, choć te na zdjęciach poniżej to komercyjny produkt zakładu o ciekawej nazwie „Foto-Jedność” z Zakopanego. Słowo „jedność” miało zapewne zmylić czujność urzędu skarbowego śledzącego źródła bardzo indywidualnych, bo prywaciarskich dochodów. 

Kasetki także się dość często spotyka, co by sugerowało zetpetowski rodowód, choć podług innej wykładni było to domowe rękodzielnictwo inspirowane poradnictwem kuzynki Marthy Stewart, z pozostałej w kraju odnogi rodziny Kostyrów.

Jeszcze inna wykładnia mówi, iż w więzieniach, oprócz budowy chatek z zapałek, dozwolone było szkutnictwo z użyciem błon z zakładowej pracowni RTG i gumowych zatyczek lekarskich buteleczek (patrz: bulaje). Statek na zdjęciu uprawdopodabnia tę teorię, jako że wymagał bardzo długich miesięcy, może lat pracy, na pewno nie został wykonany przez kogoś skazanego za kradzież batonika. Statek świeci, w środku zainstalowana jest żarówka, co zapewne wymagało specjalnej zgody najgłówniejszego kierownika placówki.
zetpety and/or prison design?      shop class and/or prison design?
zetpety and/or prison design

KASETKA

 ZAKŁADKA



zakładka z zużytej błony fotograficznej
Kiedy pomieszczałem ten wpis nie byłem pewien, czy istotnie niektóre z tych rzeczy to prison design; pudełko na zdjęciu poniżej rozwiewa wątpliwości, to prezent od klawisza, specjalnie dla niego zrobiony przez osadzonego aficionado sztuki ludowej. 
Pudełko wykonane w pudle. 
I jeszcze jedna więzienna szkatułka, dziś skrytka - drogą właściwych skojarzeń - na pamiątkę po marcowych wydarzeniach 68 roku. 
 I na koniec naczelna, wzmiankowana, sztuka więzienna, czyli chatki, młyny i zagrody z zapałek. Wyłącznie więzienna, nie do pomylenia z zetpetowską, czy FWP-owską, ze względu na wymagany czas wykonania, to dzieła z paragrafów mających zastosowanie przy najcięższych przewinieniach. 
Zapałczana sztuka więzienna - Białołęka

Model kościoła z zapałek - sztuka więzienna. Church model made from matchsticks - prison art.

FWP design. Tymczasowo jako podkategoria kapcianej zakładki, ale temat niewątpliwie z czasem zasłuży na odrębną stronicę, tu potencjalne zasoby obiektów godnych upamiętnienia dla potomnych są – jeśli mnie pamięć nie myli - przeogromne. Kategoria wzornictwa ustanowiona przez p. M. Bryxa, autora pierwszego zdjęcia, zainspirowanego pobytem w ośrodku FWP Hyrny w Zakopanem. Jak pisze:”… pozwalam sobie przesłać perłę wzornictwa architektury wnętrz z nurtu, który na roboczo nazwałem polskim designem FWP. Przyznam, że sporo widziałem (zwłaszcza z lat 60-tych i 70-tych) z tego nurtu mozaik naściennych ułożonych w tynku z tłuczonego porcelitu w i na budynkach FWP. Jednak nowatorskie zastosowanie materiału, koncepcja całości i świeżość spojrzenia artysty wprost zachęciły mnie by przesłać właśnie te zdjęcie ściany jednej z sal dawnego FWP”.

Wydaje się, że dzieło także wpisuje się w nurt, który ja z kolei nazwałbym na roboczo sztuką psychologiczno-narracyjną, czyli taką, w której tworzywo jest środkiem animacji doznań estetycznych, a zarazem świadectwem (w tym przypadku bardzo- patrz ściana) długiego procesu twórczych poszukiwań, w którym chwile upojnie euforycznych wzniesień przeplatają się z momentami głębokiej, wręcz cielesnej boleści i niemocy.
FWP "Hyrny" w Zakopanem
I jeszcze w nurcie FWP design, ławka w parku nieopodal domu wczasowego w Sokołowsku.

Sokołowsko - ławka nieopodal domu wczasowego
Nurt już nie FWP, ale pokrewnej czasowo estetyki. Ceramiczne płytki z lat 60., wystrój przejścia do piwnic w DH Merkury na Żoliborzu. Zbezczeszczone rurami przez barbarzyńców eufemistycznie nazywanych deweloperami. Podobne, pokrywające całe ściany klatki schodowej prowadzącej do restauracji na 1-szym piętrze, zostały w całości skute i wyrzucone.
DT "Merkury" na Żoliborzu
Nurt mozaik naściennych c.d. Niestety, destrukcja w DT Merkury to nieodosobniony przypadek. Jak widać na zdjęciu poniżej, z jakiś powodów nie tylko hydraulicy, ale także monterzy kabli w bezwarunkowym odruchu niezmiennie sięgają po młotek i wiertarkę na widok tych naściennych mozaik. Może nie powinno to dziwić, bo z ich zawodowego punktu widzenia jest to zapewne sztuka zdegenerowana, czyli taka, która utrudnia dostęp do śrubunków i przelotowych mufek. Poniżej zdjęcia ścian patio i sali konferencyjnej Domu Chłopa w Warszawie.
Dom Chłopa w Warszawie
A sztuka chyba warta zachowania, bo widać, że od skromnych początków, ławeczki w Sokołowsku, ten odłam twórczości przeszedł głęboką metamorfozę w długiej wspinaczce na kolejne, wysokie szczyty artystycznego wyrafinowania. Pierwsze warszawskie podejścia też inicjalnie nie onieśmielały finezją tworzywa i kompozycją całości - jak widać na zdjęciach poniżej - ale jak czas pokazał, były to wstępne etiudy długiego procesu wyostrzania artystycznej wrażliwości i doskonalenia warsztatowych umiejętności. 

Długi proces doskonaleni kunsztu wydał owoce w postaci finezyjnych, dojrzałych artystycznie kompozycji na zdjęciach poniżej. Widać wyraźnie, że na ścieżce poszukiwań artystycznych inspiracji twórca napotkał dzieła Kokoschki, obrazy i witraże Chagalla. 




Uczciwie należy odnotować, iż w kontrze do destrukcyjnych działań monterów podejmowane są także działania mające przedłużyć żywot ściennych kolaży. Z konserwatorską pieczołowitością zostały pokryte…bezbarwnym lakierem, który niestety transparentnym nie zamierza długo pozostawać.

I jeszcze dokładka w mozaikowym nurcie kurortowej sztuki natynkowej, kolejna kontrybucja p. Maurycygego Bryxa - fronton sali ośrodka FWP “Drogowiec” w Gdańsku – Sobieszewie. Ośrodek jest już nieczynny, a więc, jak pisze p. M. Bryx: „To naprawdę ostatnie chwile tego ośrodka i pewnie tej dużej, by nie rzec monumentalnej mozaiki”. Datowana na środkowego Gomułkę uwodzi oko widza feerią barw, szeroką gamą kształtów i faktur porcelitowej stłuczki. Może powinniśmy złożyć hołd bezimiennym miłośnikom sztuki naściennej, którzy dyskretnie dbali o to, aby w ich zakładach pracy proces produkcyjny generował wystarczająco duży wolumen stłuczkowego tworzywa, aby zaspokoić ogromne potrzeby tej ówcześnie dynamicznie rozwijającej się gałęzi sztuki. 
FWP "Drogowiec" w Gdańsku-Sobieszewie

I rzadka odmiana sztuki mozaikowej wewnętrznego zastosowania, skądinąd wdzięczna, wieszalna kompozycja oprawna w ramkę. 
A także właśnie przybyła z Anglii powinowata, namacalny (nautykalny?) dowód obecności na Wyspach ponadmilionowej rzeszy Polaków poakcesyjnej emigracji. 

Późnogomułkowskie portale. 
Smutne, dogorywające relikty epoki na osiedlu mieszkaniowym w Pułtusku. Bardzo czytelne, kubistyczne inspiracje.  W desperackim geście samoobrony szczerzą pręty zbrojeniowe w oczekiwaniu na nieuchronny atak ekipy styropianowej. 
Pułtusk - osiedle mieszkaniowe

Niestety, szczerzenie prętów na nic się zdało, po ośmiu latach (oryginalne zdjęcie z 2009 roku) okazuje się, że ze zwarcia to jednak styropianowcy wyszli z tarczą, na dobitkę nikczemnie upokarzając pokonanego dodatkiem topornego blachodaszka.

A te portale, identyczne, w Ciechanowie, o dziwo przetrwały atak docieplaczy, na ścianach nowy tynk kryjący zapewne pokłady styropianu. Wskrzeszone szpachlą zaprawy i warstwą farby pozostają z nami na tym padole, trochę tylko okaleczone pionowymi rynnami przesłaniającymi ementalską kompozycję.


… i drugich rzeczy. Napis w toalecie radzieckiego samolotu eksploatowanego w Polsce. Dzisiejsze tłumaczenie maszynowe okazuje się mimo wszystko lepsze od amatorszczyzny czasów słusznie minionych; w przekładzie tłumacza google „другие предметы” w tym zdaniu to jednak „inne przedmioty”.

Radio pionier KC PZPR. Niegdyś ozdoba gabinetu członka najwyższych władz, dziś kończy żywot na błotnym klepisku targowiska tandetnych rupieci. Oferowany w cenie pary znoszonych butów. Trudno sobie wyobrazić większy upadek. Ten odbiornik to rzadki okaz, bo na skali Katowice widnieją jako Stalinogród. Odbiorników pionier wyprodukowano dużo, ale nazwę Stalinogród na skali spotyka się na nielicznych egzemplarzach, bo taka nazwa, ustanowiona dwa dni po śmierci Stalina, obowiązywała tylko przez trzy lata. I nie była to jeszcze w tym okresie imponująca liczbowo produkcja, kupno odbiornika możliwe było tylko po przedłożeniu zaświadczenia o wybitnych, stachanowskich osiągnięciach na froncie socjalistycznej pracy.

Radio "PIONIER" własność KC PZPR

Stalinogród na skali radia


Instrukcja w sprawie...
tablica bhp gaśnica pianowa

BINGO!

bingo flea marekt, sriking a gold vein pchli targ skarby znalezione

Pchli targ, Warszawa. Flea market, Warsaw, 2017.


Tanie noclegi. Kolejna kontrybucja p. M. Bryxa, z serii reminiscencje z drogi. Obiekt jest strzeżony, goście mogą czuć się bezpiecznie, jak widać po ułożeniu łańcucha, analogowy monitoring jest podłączony, tylko chwilowo, za potrzebą, wywędrował poza kadr.
inexpensive b&b

Dalej już moje zdjęcie reklamy prawnika.  Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, iż właśnie z jego usług korzysta właściciel pensjonatu, bo ewidentnie obaj targetowo (jak się teraz mówi) funkcjonują w tym samym i jednak chyba dość wąskim segmencie rynku.  

Żyd z pieniążkiem. To niewątpliwie jedna z najbardziej dynamicznie rozwijających się gałęzi wytwórczości w kraju. Firma oferująca te – jak głosi etykieta – „ozdoby na magnes” ma w nazwie słowa import-export, więc zapewne część produkcji trafia za granicę poprawiając znacząco bilans płatniczy kraju. Także oczywiście kondycję finansową gospodarstw domowych w swej naczelnej funkcji talizmanu stabilizującego budżety rodzinne poprzez wzmocnienie strony dochodowej. Oferowany asortyment jest stale wzbogacany, warianty postaci na zdjęciach to tylko mały wycinek bogatej kolekcji dającej duże możliwości wyboru.
Pewnym mankamentem jest brak instrukcji obsługi, przeoczenie, które zapewne zostanie skorygowane w ramach audytu poprzedzającego przyznanie certyfikatu ISO. W przypadku niektórych – nieuświadomionych, jak w przypadku naszej rodziny - nabywców może to skutkować całkowitym, lub przynajmniej częściowym brakiem oczekiwanych efektów finansowych. Jak (choć może jeszcze nie dość) powszechnie wiadomo, prawidłowo Żyd winien być pozycjonowany do góry nogami, tak aby pieniążek wypadł mu z rąk zasilając zasoby finansowe w naszej dyspozycji. Na naszej lodówce pozycja została poprawiona, oczekujemy na efekty.
Nieprawidłowa pozycja

Prawidłowa pozycja
Prawidłowa pozycja zastosowana u wejścia do autokaru bazarowego sprzedawcy, z widocznym efektem wypadania monet, w tym przypadku wychwyconych przez szczelinę w przy dolnej listwie ramki.
I model poszerzonego asortymentu uwzględniający preferencje estetów - miłośników sztuki ludowej. Wykonany z użyciem wyłącznie tradycyjnych materiałów, oferowany na odpustowych jarmarkach.  
Oferowany także w sklepach pamiątkarskich w wersji tekstowo rozbudowanej, dla klientów mniej zorientowanych w kwestiach wernakularnej semiotyki.
Prezerwatywy radiowe. Dlaczego radiowe? Co ma kondom do radia? Może w jakiś semantycznie perwersyjny sposób reklama jednak niesie podprogowo pożądany komunikat- wszelkie próby odgadnięcia związku pozostaną bezpłodne?

Reklama zamieszczona w Kurierze Wileńskim z maja 1927 roku. Radio było w latach dwudziestych nowinką techniczną wzbudzającą wiele emocji, więc zapewne wytłumaczenie jest prostsze; reklamodawcy budowali – jakkolwiek absurdalne, czy naciągane – asocjacje ze słowem o nośnych ówcześnie konotacjach - z nowoczesnością, technicznym zaawansowaniem. Podobnie w wielu pojawiał się samolot lub liniowiec. 

Każda prezerwatywa była objęta gwarancją, ale już nie rękojmią? Nie ma też wzmianki o tym, jakie dowody i zaświadczenia muszą być przedłożone, aby roszczenia zostały uznane.
"Radio" prezerwatywy. Kurier Wileński maj 1927 r. "Radio" condoms.
"Radio" prezerwatywy, Kurier Wileński 1927 r. "Radio" condoms add , May 1927. Zdjęcie ze zbiorów H. Berezowskiego.
Nomen omen? Dwie Spółdzielnie Pracy, których nazwy okazały się jednak złą wróżbą. Poniżej szyld w bramie domu przy ulicy Stalowej na warszawskiej Pradze. Nie wydaje się, aby akurat ta Spółdzielnia Pracy dokonała znaczącego postępu. Postęp w tym przypadku chyba nie był jednak jednokierunkowy, można się domyślać, że przemienił się wręcz w regres, na końcu którego z wytwórni została już tylko emaliowana tabliczka ginąca pod warstwami niechlujnie narzuconego wapna i tynku.


I podobny przypadek upadłej Spółdzielni Pracy „Przyszłość”. Tu, jak się okazuje, była tylko teraźniejszość, na drodze ku przyszłości stanął syndyk z nienasyconym apetytem na masę upadłości. 
KSP "Przyszłość"
Bezogniowe dotowarowanie.  Wywieszka na drzwiach sklepu z używaną żywnością. Sklep był oczywiście uprzednio zatowarowany, m.in. w bańki bardzo uniwersalnego zastosowania.  




On Nasz?

Może się po prostu nauczył, aby dostać Kartę Polaka? Trzeba by też sprawdzić co mówi? 

Denazyfikacja zastawy stołowej.

Poniżej przykład kreatywnej denazyfikacji talerza produkowanego w czasach wojny na użytek Wehrmachtu. Po wojnie usuwano – mechanicznie lub zamalowując – nazistowskie symbole z przedmiotów znalezionych w poniemieckich magazynach, ale tu artysta posunął się krok dalej w dziele akulturacji wypełniając talerz nową, narodową treścią - godłem i… chyba wizerunkiem króla w dwóch ujęciach lub może pary królewskiej w uwspółcześnionej, jednopłciowej odmianie? 

Rewers:


Awers:


Kapelusznictwo. Może powinna to być zagadka do zakładki curios, ale ciekawe jest tu nie tyle przeznaczenie ustrojstwa, co wykonanie. To forma do kształtowania główki filcowego kapelusza, wykonana domowym sposobem z imadła i grzałki do niegdyś popularnego piecyka zwanego „słoneczkiem”. Solidna konstrukcja, nawet bardzo biorąc pod uwagę rozmiary imadła, zapewne równie dobrze działająca jak fabrycznie produkowane urządzenia takiego przeznaczenia, z jednym – chyba - wyjątkiem. Fabryczne miały, jak widać na ostatnim zdjęciu, formę podzieloną na ćwiartki, rozszerzające się równomiernie we wszystkich kierunkach przy kręceniu korbą. Tu połówki – szczęki imadła – rozsuwają się tylko jednokierunkowo, co może było pewnym utrudnieniem, chyba że ten zakład produkował wyłącznie filcowe kaszkiety? 
Forma do kształtowania główki filcowego kapelusza

Skala wycięta na imadle umożliwiała precyzyjne rozsuwanie połówek formy kapelusza. 



Fabryczna forma - zdj. Jan Adamski
Małe Dynamówki. Nie, to nie jest o małych, szerokich szortach.  I coś chyba poszło nie tak z tym tytułem – sugeruje, że były dynamówki, a temat książki został zawężony do kategorii małych rozmiarami. Ale okazuje się, że dynamówki to nic innego jak małe dynama, tak więc przymiotnik „małe” robi tu za masło w maśle maślanym.

Mózg elektronowy. Nazwa wydaje się troszeczkę na wyrost biorąc pod uwagę, że centralny procesor tego komputera składał się z dwunastu krótkich drucików i kawałka tektury. Może nie przez przypadek spółdzielnia, która wyprodukowała ten wynalazek mieściła się przy ulicy Próżnej.

Mózg elektronowy, gra, lata 70. XX w. 
Gra polegała oczywiście na włożeniu zamykającej obwód elektryczny wtyczki w odpowiednie gniazdo po stronie odpowiedzi – w przypadku prawidłowej zapalała się żarówka. Zgodnie z objaśnieniami producenta była to „gra zespołowa”, wygrywał zespół, któremu żaróweczka zajaśniała większą liczbę razy. 


Nie były to chyba jednak długie i zacięte turnieje z uwagi na nikłą i stałą dla wszystkich plansz liczbę połączeń pytanie-odpowiedź. Które zapewne był stanie zapamiętać po 2-3 planszach nawet zawodnik z mózgiem jeszcze skromniej odrutowanym.

Połączenia gniazd. Wiring inside. 

I podobna gra, właśnie znaleziona, z trochę większą liczbą drucikowych połączeń, a zarazem skromniejszą nazwą: Pomyśl i sprawdź. Wyprodukowana przez zakład o ciekawej nazwie -Spółdzielnia Pracy Blacharskiej – który chyba cierpiał na jakieś czasowe braki dostaw materiałowych, bo w konstrukcji nie zastosowano ani skrawka surowca z nazwy.
Ostania cyfra w dacie produkcji – 195X - jest zamazana, ale pytania jednoznacznie wskazują, że była mniejsza niż sześć, to zestaw ściśle utrzymany w rygorach obowiązujących przed październikową odwilżą. Na 20 pytań z literatury tylko 4 dotyczą ludzi pióra spoza strefy rubla i złotówki i chyba bardzo trudno było dobrać całkowicie ideologicznie bezpiecznych pisarzy z pozostałych krajów świata, bo sąsiadują ze sobą Szekspir i Andersen z odległych krańców literackiego spektrum. A z notki na marginesie planszy dowiadujemy się: Majakowski – największy radziecki poeta rewolucyjny. Gorący bojownik o socjalizm i pokój ukochany (sic!) przez narody ZSRR i proletariat świata.

Na planszy Cuda geniuszu ludzkiego oczywiście znajdziemy pytania o Kolej Transsyberyjską, dzwon Car Kołokoł, Zaporę Cymlańską, Kanał Białomorsko-Bałtycki, Tu-114, moskiewskie metro, a także o…. ESZ-14-65.  Tu żaróweczka rozbłyska z podwójną mocą, bo w przypadku tego wytworu ludzki geniusz jaśnieje blaskiem słońca w zenicie. Wątpić w to może tylko ktoś, kto nie próbował zbudować dużej kopaczki (tak, to kopaczka!) w Związku Radzieckim. Nieliczne pytania o wytwory ludzkiego geniuszu spoza granic ZSRR też dość przewrotnie, przez implikację, podkreślają jednak niepodważalną wyższość radzieckiego geniuszu.   Jak pytanie o pochyłą dzwonnicę, czyli wieżę w Pizie. Czy pochyła wieża jest osiągnięciem geniuszu? Tego zagranicznego chyba jest, jakby zbudował prostą, to byśmy o nią spytali, pytać możemy tylko o to, co jest – mówi niejako pytanie.  Gdzieś przy końcu układania pytań autorzy uświadomili sobie chyba, że w nadgorliwych pokłonach dla Wielkiego Brata zgubili pierwiastek narodowy. I tak, w sporym dysonansie do reszty pytań, pojawia się, trącące trochę desperacją, pytanie o najpoczytniejszą książkę świata, którą jest, jak sygnalizuje żarówka…Quo Vadis. Trącące desperacją, bo jednak nie jest to książka jednoznacznie promująca marksistowsko-leninowską wizję rozwoju społeczeństw. 


I następna plansza poświęcona wynalazkom i odkryciom. Tu chyba jednak jakieś pisemne reprymendy z wpisem do akt zaliczył cenzor, bo to co wydawało się farsową nadgorliwością zaczyna przypominać sabotaż w czystej postaci. Otóż dowiadujemy się, że Pawłow wynalazł…terapię elektrowstrząsową. Nie sposób znaleźć żadnej wzmianki łączącej Pawłowa z wielce kontrowersyjną terapią, więc niewątpliwie był to przeoczony przypadek przemycania wrogich treści kładących się ciemną smugą na pamięci wielkiego, radzieckiego uczonego. Także dowiadujemy się, że rower wynalazł niejaki Fiszer? Jakie sabotażowe pobudki kierowały autorami tego pytania trudno powiedzieć, nie był to człowiek radziecki, może chęć zasygnalizowania, że cała pozostała wiedza przekazywana planszami ma taki sam walor?

Słownik wyrazów niezrozumiałych. 

Czyli, zgodnie z SJP, takich których nie można zrozumieć? Ktoś jednak ambitnie próbował, może jednak się udało? 



I kolejny wpis – nie, to NIE jest zeszyt…. 

8 komentarzy:

  1. Pamiętam, ze to samo budujące hasło reklamowe -'Oszczędzając pracę żony...itd' widniało, chyba z innym równie atrakcyjnym obrazkiem, na tylnych okładkach zeszytów 16-to kartkowych, tych w brudno-niebieskich kolorach, jedynych zresztą przez co najmniej 30 lat. Grupa targetowa? Chyba mamusie pomagające dzieciom w lekcjach. My dzieci śmialiśmy się z tego hasła, Myślę, że żadna z naszych szacownych mamuś, w tamtych latach, a były to lata 50. i 60., nie splamiła by się podaniem gotowego makaronu. Do tej pory pamiętam smrodek dochodzący ze szkolnej stołówki, kiedy w menu był makaron. Oczywiście rozgotowany do miękkości, skromnie posypany suchawym białym serem lub polany bladoróżowym, zagęszczonym mąką sosikiem pomidorowym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mozaiki naścienne widniały w czasach PRL-u także na domach prywatnych. W szczególności można było podziwiać tą twórczość na domach jednorodzinnych tak zwanych klockach w Węgrowie lub Sokołowie Podlaskim. Architekt tych klocków nazywał się Łomża. By to brat łata, człowiek orkiestra, non stop uśmiechnięty. Miał plan podstawowy, który powiększało się w górę o jedno a nawet dwa piętra.
    Kiedyś zwrócił mi uwagę na dom przy wjeździe do Węgrowa "ozłocony" mozaiką słonia oraz palmy z wspinającym się na nią murzynkiem. Wszystko było wielkości całej ściany frontowej. Czarno-białe zdjęcie z lat 80 niestety nie zachowało się w moim archiwum.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pan Kostwiński używał pseudonimu Fidel (posiadał dużą brodę na którą miał zezwolenie od ministra)i tak też równorzędnie z imieniem i nazwiskiem podpisywał swoje intarsje stworzone o własną koncepcję. Jest o nim dużo w internecie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pan Kostwiński podpisywał często swoje intarsje pseudonimem Fidel z powodu długiej brody. Miał na nią pozwolenie od ministra ponieważ był wojskowym. O jego działalności społecznej i artystycznej jest dużo w internecie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Istotnie, sporo jest w sieci o p. J. Kostwińskim, ciekawe, że brodą, a szczególnie takim pseudonimem wszedł gładko w nową rzeczywistość produkując intarsje z symboliką nowych, natowskich sojuszy.

    OdpowiedzUsuń
  7. A propos KC PZPR Podobno w czasie likwidowania instytucji widziano ericssony z białego bakelitu. Model Art déco z okresu przedwojennego z białymi kablami. Nie te późniejsze produkowane przez PTT w Polsce model RUEN 51 do końca lat 60-tych. Ja takich nie spotkałem. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Też nie spotkałem, ale może któregoś dnia wypłynie na Kole. Będę zwracał uwagę, bo jeśli biały, to zrobiony z żywicy mocznikowo-formaldehydowej lub melaminowo formaldehydowej, w więc mógłbym zrobić nowy post w sekcji o bakelitach, to były bardzo atrakcyjne, wizualnie, w dotyku, odmiany żywicy formaldehydowej. Mam już trzy takie przedmioty węgierskiej produkcji. Także mam model 51, ale niestety z bakelitu w kolorze wiśniowym.

    OdpowiedzUsuń