BAD DESIGN

BAD DESIGN. W skrócie, ale tylko w skrócie. W istocie przedmioty nie tylko źle zaprojektowane w konwencjonalnym znaczeniu słowa, ale także źle wymyślone, bo w sumie nieprzydatne, niemogące pełnić funkcji, do której zostały na świat powołane, utrudniające wykonanie czynności, raczej niż ułatwiające… Krótko - śmieszne ułomnym pomysłem, wykonaniem, przeznaczeniem. Nie próbuję ściślej definiować, pozostawiam, jako otwartą kategorię, rozmyty zbiór, który samookreśli się kolejnymi kontrybucjami.

Golarki. Poniżej chyba zwycięzca w tej kategorii, choć konkurencja duża. Golarka na koło zamachowe, rozpędzane za pomocą cięgna, żyłki nylonowej długości ponad 130 cm! Wydawałoby się, że walor użytkowy będzie nikły ze względu na małą ilość energii, którą może zmagazynować i przekazać koło zamachowe. Ale nie, jest dość masywne i rozpędzone długim cięgnem kręci się prawie minutę, powiedzmy 40 sec w tempie zezwalającym teoretycznie na golenie. O to wynalazca należycie zadbał, ale ewidentnie na lekcji, kiedy była przerabiana zasada zachowania momentu pędu, był na wagarach. Bo właśnie to masywne i szybko obracające się koło nie pozwala – efektem żyroskopowym – na ruchy ręką, koliste, posuwiste, przewidziane instrukcją. Próba użycia daje komiczny efekt; golarka stawia opór, mówi nie, wykręca rękę, kontestuje wszelkie próby zmiany położenia, czy też, precyzyjniej mówiąc, kąta przyłożenia.
golarka na koło zamachowe

golarka na koło zamachowe

golarka na koło zamachowe

Golarka działająca na podobnej zasadzie, co latarki wyposażone w dynamo, naciskanie dźwigni, poprzez system zębatek, wprawia w ruch koło zamachowe, dalej mechanizm zamienia ruch obrotowy na posuwisto-zwrotny elementu tnącego.   Tu z kolei mamy wynalazcę, któremu nie obcy był efekt żyroskopowy - świadom konieczności wykonywania ruchów w różnych płaszczyznach zastosował małe, lekkie koło zamachowe. Ale jako takie obraca się tylko kilka sekund, dokładnie cztery mierząc precyzyjnie stoperem. Nie można więc golić się ‘siłą rozpędu’, można, znów teoretycznie, naciskając dźwignię w trybie ciągłym, ale w sumie…nie można. Mimo wielu prób nie udało mi się zgolić ani milimetra nocnego odrostu, pozostawiam wyobraźni opis wymaganej ekwilibrystyki. Szkoda, bo przedmiot niezwykle elegancki, dużym kosztem wykonany, z wiśniowego bakelitu, chromowanymi zewnętrznymi detalami, precyzyjną, jak w zegarku, mechaniką. Cóż, widać koła zamachowe nie chcą po prostu uczestniczyć w porannej toalecie, taka ich natura, czy wola.
golarka na koło zamachowe



golarka na koło zamachowe
Zostając przy golarkach. Do poniższej nie ma się w zasadzie jak przyczepić, porzucono odmawiające współpracy koła zamachowe na rzecz napędu sprężynowego, chyba jedynie słusznego, bo działa przy pełnym nakręceniu dość długo, nie wykręca ręki, nie wymaga trudnych do skoordynowania ruchów. I chyba się sprawdził, bo kiedyś czytałem, że w początkach amerykańskiego programu kosmicznego rozpisano konkurs na golarkę dla astronautów, który wygrała konstrukcja oparta właśnie na mechanizmie sprężynowym. Ponoć działała świetnie.

A ta, radziecka, nie działa. Dlaczego – nie wiem. Po prostu nie goli, choć nazywa się sputnik, wyprodukowana została w 1966 roku, po locie Gagarina, więc może także jest dzieckiem programu kosmicznego? Chyba żadna tej produkcji nie goli, bo licznie dożywają swych dni pośród śmietnikowego badziewia trotuarowych sprzedawców, wyrzucone, porzucone. Ale to zapewne inna opowieść, z zakresu politologicznych dywagacji, więc pomijam. Ale może ktoś się nią kiedyś ogolił, albo wie jak zmusić do pracy?

golarka z mechanizmem sprężynowym   spring action shaver
golarka z mechanizmem sprężynowym

golarka z mechanizmem sprężynowym


golarka z mechanizmem sprężynowym

Golarka samobieżna. Jeśli nie sprawdzają się napędy polegające na kumulowaniu energii jak w golarkach powyżej, to może rozwiązaniem jest energia niezmagazynowana, odręcznie, w obu znaczeniach słowa, dostarczana posuwem golarki po twarzy? W połączniu z genialnym reengineering – w zwykłych golarkach elementem ruchomym są tnące ostrza poruszające się po płaszczyźnie nieruchomej, perforowanej folii. Tu odwrotnie, ostrza są nieruchome, przesuwa się (ok, w założeniu) folia, gdy wykonujemy (wyłącznie) posuwiste ruchy, jak na ilustracji w instrukcji obsługi. To oczywiście warunkowane jest pewną siłą tarcia, ale przyrząd skonstruowano z myślą o chropowatych męskich licach pokrytych antypoślizgową szczeciną. Czy się sprawdza? W ogólnym rachunku definitywnie przeważają zalety; jest poręczna, mieści się w najmniejszej kieszeni, bardzo lekka, jak zaznacza producent, waży zaledwie 40 gr, Nie wymaga nakręcania, rozpędzania, kupowania baterii. Bilans po stronie wad w dużej mierze zależy, od tego, co rozumiemy pod słowem golenie. Jeśli uważamy, że jest to usuwanie zarostu przez ścinanie, to ta golarka tego robi. Jeśli uważamy, że jest to – ogólniej – proces usuwania zarostu, to definitywnie to czyni, w sposób – nazwijmy to – depilacyjny, ściślej mówiąc jest to ten sam proces dogłębnej ekstrakcji, jak w przypadku depilacji woskiem. Prezent od Janka, szkolnego kolegi.
golarka z mechanizmem posuwowym
instrukcja - golarka z mechanizmem posuwowym



I na pożegnanie nieszczęsnych golarek, jeden kontrprzykład, czy raczej dowód, że jednak można skonstruować bardzo prostą golarkę bez sieciowego zasilania. Ta działa (bardzo długo) na dwie baterie AA, jest kilka razy lżejsza od akumulatorowych, bardzo wygodna w użyciu, w podróży, niezawodna i goli prawie tak samo, jak bracia wagi ciężkiej. Było proste rozwiązanie. 

golarka na baterie



Lupa do telewizora. Silny kandydat do pierwszego miejsca w tej kategorii, ostatecznie niżej na pudle, bo chyba jednak miało to ustrojstwo jakieś walory użytkowe, gdyż było produkowane w sporej liczbie egzemplarzy i wariantów konstrukcji w latach 40. i 50., głównie w USA. Istotnie, kineskopowe ekrany ówcześnie produkowanych odbiorników tv były miniaturowe, kilkucalowe. I oczywiście obraz był czarno-biały. Ten mankament był z kolei ‘usuwalny’ z pomocą dodatku do lupy w postaci zawieszki-filtru, najczęściej w kolorach tęczy, choć bardziej wyszukane odmiany miały w górnej części pasmo niebieskie (nieba?), w dolnej zielone (trawy?), zapewne do powieszenia w przypadku oglądania programów przyrodniczych. Tak więc już w początkach telewizji można było oglądać programy w kolorze, na dużym ekranie – kwestie jakości tak uzyskanego obrazu pozostawiam imaginacji Szanownych Gości na moim blogu.
Egzemplarz poniżej jest chyba naszej rodzimej (rzemieślniczej?) produkcji. Składa się z dwóch tafli szkła, płaskiej i wypukłej o średnicy 33 cm, połączonych metalowym obramowaniem.  Efekt lupy osiągało się po wypełnieniu wodą poprzez widoczny na zdjęciu mały otwór z zatyczką w tylnej tafli powiększacza ekranu.  Efekt kolorowej telewizji można było osiągnąć barwiąc wodę na ulubiony kolor, choć także u nas były produkowane foliowe zawieszki, o ile pamiętam w kolorze tęczy. Niestety, nie udało mi się odnaleźć egzemplarza, który przetrwał do naszych czasów, zapewne łatwo ulegały zniszczeniu. Amerykańskie powiększacze były w większości robione z pleksiglasu, nasz model miał tę kolosalną przewagę, że mógł  dublować, po wpuszczeniu rybek, jako akwarium, do oglądania w (częstych) przerwach emisji programu. Z uwagi na rozmiar dziurki na pewno nie mogły to być piękne welony, najwyżej, na moje oko, neony, czy też – o bardzie adekwatnej do zastosowania nazwie – gupiki.
szkło powiększające do telewizora
szkło powiększające do telewizora




Przystawka magnetofonowa „TONI” produkcji DDR. Urządzenie dla zmylenia nabywcy nazwane przystawką, w istocie coś w rodzaju elektronicznego pucla wymagającego wykonania większej liczby operacji przy uruchamianiu niż przy montażu trzech łóżek, czterech regałów i pięciu biurek kupionych w IKEI.  Ta przystawka to magnetofon bez napędu, którego dostarcza gramofon, bez głośnika i częściowo wzmacniacza, które dostarcza radioodbiornik, z zasilaczem (transformator+prostownik) w postaci osobnego urządzenia i oczywiście mikrofonem także zewnętrznie podłączanym.
A więc pięć elementów do skonfigurowania. Trudnego, nawet bardzo. Operację zaczynamy od pozycjonowania przystawki na gramofonie, tak aby talerz napędzał widoczny na zdjęciu, pokryty filcem wałek mechanizmu przesuwu taśmy. Dość skomplikowana operacja z zakresu mechaniki stosowanej, polegająca na precyzyjnej regulacji długości nóżek podtrzymujących urządzenie. A to tylko łatwa etiuda przed klasówką z zasad kablowania. Na początek łatwe, podłączenie zasilacza, choć i tu musimy pamiętać, że: „Na obudowie zasilacza znajduje się gniazdko, połączone z masą przystawki, które należy zawsze uziemić”. Dalej podłączenie radioodbiornika, dwa kable, jeden z wtyczką do gniazda gramofonowego, drugi do wyjścia głośnikowego. Łatwe? Niezupełnie. Jest kwestia oporności, bo jak mówi instrukcja: „W przypadku odbiornika z wyjściem o małej oporności należy od anody lampy głośnikowej wyprowadzić przewód i połączyć go przez kondensator o pojemności około 0,1 µF (500 V) z przeznaczonym do tego celu gniazdkiem na tylnej ściance płyty montażowej.”
Bułka z masłem… Na tym poprzestaję, choć to nie koniec, równie tasiemcowe instrukcje dotyczą eksploatacji, ustawień gramofonu, przełączników radia, zasilacza w zależności od trybu pracy.
Ciekawe, że nasi enerdowscy bracia uważali, że magnetofon może się narodzić tylko w drodze powolnych, ewolucyjnych przemian; w następnym etapie do przystawki został dodany własny napęd. Podobne urządzenie było także produkowane w Polsce, pod nazwą „Viola”, z podłączaniem do radia poprzez specjalną podstawkę pod lampę, ale chyba od razu od tej embrionalnej postaci przeszliśmy do produkcji pełnopostaciowego magnetofonu.
Prawie pełny zestaw (minus zasilacz) gotów do pracy wyglądałby +/- jak poniżej.
przystawka magnetofonowa TONI
przystawka magnetofonowa TONI







Przystawka TONI po przepoczwarzeniu do postaci samonapędowego, autonomicznego magnetofonu. W procesie metamorfozy TONI przemienił się w TONKO.

magnetofon TONKO



Suszarka do włosów - przystawka do odkurzacza gamma II. Wyprodukowanego w 1966 roku przez Rzeszowską Fabrykę Sprzętu Gospodarskiego im. A. Micała. To w zasadzie wielofunkcyjny kombajn, bo jeśli wierzyć słowom lektora Kroniki  z 1960r. to: „To bardzo wykształcona maszynka, nie tylko odkurza, ale wykonuje jeszcze 8 innych czynności”.

Z ośmiu wzmiankowanych dwie są w materiale pokazane, wykonywane z pomocą 2 przystawek, które mam i pokazuję poniżej na zdjęciach. Jedna to rozpylacz, którego (racjonalne) użycie potrafiłem sobie wyobrazić, nie wymaga zasilania elektrycznego, więc można go zamontować na końcu węża, (choć w materiale, bezpośrednio zamocowany do trzymanego w rękach odkurzacza, służy do skrapiania materiałów przed prasowaniem, co daje efekt, co najmniej komediowy). 

Natomiast suszarka ma nagrzewnicę - wymagając zasilania prądem musi być bezpośrednio podłączona do gniazdka umieszczonego z tyłu odkurzacza, u wylotu powietrza. To wystawia naszą wyobraźnię na ciężką próbę. Z pomocą przychodzi Kronika pokazując męża, który obiega suszoną żonę dzierżąc w uniesionych rękach całe to ciężkie, połączone na styk ustrojstwo. Kobieta wygląda na zadowoloną, twarz męża nie zdradza (o dziwo) żadnych emocji, ale może były jakieś duble kręcone? Powstaje mnóstwo pytań, o niezamężne kobiety, panny na wydaniu, w każdym razie gorąco zachęcam do obejrzenia Kroniki.

suszarka do włosów - przystawka do odkurzacza    hair dryer attachment for vacuum cleaner
suszarka do włosów - przystawka do odkurzacza gamma II
suszarka do włosów - przystawka do odkurzacza gamma II



suszarka-przystawka - element grzejny

Podświetlany grzybek do cerowania. Ciężko ocenić, jaką pozycję powinien zająć w rankingu bezużyteczności, bo nikt dziś już nie ceruje. Trudno też przeprowadzić wiarygodne badania na dużej próbce respondentów, jednoosobowy i jednorazowy test nie wykazał, aby podświetlanie w szczególny sposób ułatwiało prace cerownicze. Może jednak jakiś walor posiada, bo wyprodukowała ten gadżet nie byle jaka firma, bo AEG.
Grzybek podświetla miniaturowa, latarkowa żarówka, prąd 4V / 0.3A  dostarcza mały transformator z wtyczką kontaktową na końcu długiego – dla wygody dziergania – przewodu.  
podświetlany grzybek do cerowania

podświetlany grzybek do cerowania



podświetlany grzybek do cerowania z transformatorem

Dwa wsteczne grzybki, które nie uwierzyły w świetlaną przyszłość, którą przynieść miała powszechna elektryfikacja.
Krosno do cerowania. Pozostając na chwilę przy cerowaniu - każdy, kto zrozumiał, jak to ustrojstwo używać, nie powinien cerować, tylko projektować komputery nowej generacji.
krosno do cerowania
I jeszcze angielska wersja, objęta patentem,  cerowniczego krosna.
The Ebor Darner. Krosno do cerowania. 


Mea culpa! Jak wynika z korespondencji nadesłanej przez p. Annę Harper (w komentarzach poniżej) zasada działania krosna jest w istocie prosta, stosowanie jest tak łatwe, jak słuchanie jazzu. Kiedy zamieszczałem ten wpis nie miałem poglądowego zdjęcia, istotnie wystarczy jeden rzut oka…A efekty stosowania zaiste zjawiskowe, łaty wyglądają jak awangardowe gobeliny utkane ręką Malewicza?


Lampka oszczędnościowa. Czy istotnie, nie wiem, może ktoś podpowie? Nie potrafię zgadnąć, jakie inne mogłaby mieć zastosowanie, choć może stosowana była w szczególnych miejscach i rolę odgrywały kwestie bezpieczeństwa? Jedyna osoba, która twierdziła, że zna to urządzenie uważała, że było stosowane dla oszczędności elektryczności w miejscach wymagających stałego oświetlenia, takich jak ciemne korytarze. 

To transformator 120V/6V, z dużym (E27) gwintem z jednej strony, dającym na wyjściu napięcie do żarzenia miniaturowej żarówki. Oszczędności, jeśli do tego służyła, musiały być dość iluzoryczne?

stara lampka oszczędnościowa



Znalazłem jakiś czas po zamieszczeniu tego wpisu takie urządzenie z napisem TRANSFORMATOR "OSZCZĘDNOŚĆ", a więc miały jednak głównie (i może wyłącznie) pomagać w zmniejszaniu rachunków za prąd.

Praktyczne przytrzymywacze do misek. Praktyczne? Reklama głosi, że uchwyty: „zastępują drugą osobę przy ucieraniu ciasta”. Czy chcemy ją zastąpić jakimiś metalowymi pałąkami okręconymi drutem? Większość potencjalnych nabywców miała w tej mierze, jak i praktyczności ustrojstwa, chyba poważne wątpliwości, bo to jedyny egzemplarz, jaki widziałem, a zaoferowano światu te wihajstry w czasach wczesnego Gierka.

praktyczne przytrzymywacze do misek

praktyczne przytrzymywacze do misek


Obieraczka do jabłek i ziemniaków. Obieranie techniką obróbki skrawaniem. W zasadzie nie powinna się znaleźć w tym dziale, bo do dziś odmiany tego urządzenia są produkowane, a więc uzyskały prawo do reprodukcji w drodze darwinowskiej selekcji maszyn. Ale może potomstwo było bardziej udane, ta niby działa, ale mocowanie, nastawianie przesuwu, kąta elementu skrawającego, innych elementów, trwa bardzo dłuuuuugo, kilka razy dłużej, niż obranie obiadowej porcji kartofli tępym scyzorykiem. I jest bardzo wybredna, przyjmuje do obróbki tylko kształtnie obłe jabłka i ziemniaki.

obieraczka do jabłek, ziemniaków
I podobne urządzenie z epoki, jeszcze bardziej masywne i zapewne jeszcze trudniejsze w użyciu. (Nie)działające na podobnej zasadzie, inaczej jednak jest skonstruowany mechanizm przesuwu elementu skrawającego Oba rozwiązania okazały się chyba chybione, bo we współcześnie produkowanych urządzeniach przesuwane jest nie ostrze, a obiekt skrawany/obierany. 
obieraczka do jabłek, ziemniaków



obieraczka do jabłek, ziemniaków      potato/apple peeler  Sklep "Lamus", ul. Nowomiejska 7, Warszawa


















Škrabač brambor. To dla odmiany urządzenie z rodziny obieraczek skrobaniem (jak głosi instrukcja). Ulotka zachęca: 


Škrabač brambor
Škrabač brambor
Przeczytałem, wzbudziła umiarkowane. Już na etapie kupowania pyr musimy pamiętać, aby wybrać wyłącznie małe, najwyżej średniej wielkości. Do ustrojstwa wkładamy jednorazowo tylko jedną warstwę, czyli w sumie kilka. Maszynkę należy włożyć do zlewu, a następnie wypełnić go wodą. Ostrożnie nałożyć pokrywę „uważając, aby zameczki się zatrzasły (sic!). Eksperymentalnie, w zależności od pory roku, ustalić optymalną liczbę obrotów korby. I oczywiście także pamiętać, aby urządzenie naoliwić olejem maszynowym raz w miesiącu. Spore obciążenie pamięci i sporo czynności do wykonania, a to tylko krótkie preludium przed prawdziwą krwawicą (czasami dosłownie), czyli czyszczeniem ustrojstwa - licznych nożyków i tarki - z obierek. Podobne urządzenie mieliśmy, jako przystawkę do robota kuchennego, było użyte tylko 1 (słownie: jeden) raz.
Škrabač brambor
maszynka do obierania ziemniaków

Škrabač brambor
maszynka do obierania ziemniaków - instrukcja
maszynka do obierania ziemniaków    potato peeler

Prasowaczki do kantów. Gdybyśmy
choć ułamek energii, którą włożyliśmy w prasowanie kantów poświecili uprawie ogródków to od pokoleń żadne dziecko w Afryce nie kładłoby się spać głodne. Przyszłe pokolenia archeologów, antropologów kultury, zapewne będą mieli kłopot z interpretacją tego dziwnego rysu naszej kultury, kompulsywnej dbałości o prostolinijność załamania skrawka materiału. Do pomocy w dziele prostowania wszelakich załamań wyprodukowaliśmy przeogromną liczbę gadżetów, poniżej trzy z lat 60. ubiegłego wieku. 
prasowaczka do kantów

prasowaczka do kantów

prasowaczka do kantów, krawatów i kołnierzyków.
prasowaczka do kantów, krawatów i kołnierzyków.


I enerdowska prasowaczka z 1958 roku. Jak (ledwo) widać na zdjęciu pomieszczonym w gwarancji, można było ostrzyć kanty bez zdejmowania spodni, jeśli można było skorzystać z pomocy  guten Kollegen.
Hosen-Bügler, DDR 1959
Ale to dość masywne urządzenia dla dużych kantów. A drobne kanty? Te można było rewitalizować z pomocą miniaturowego ŻELAZKA PODRÓŻNEGO (10 cm długości) o seksownej nazwie P120. Z cennym, w sposób znaczący poszerzającym naszą wiedzę pouczeniem w instrukcji eksploatacji: „Nie należy w czasie prasowania pociągać za sznur, gdyż może nastąpić jego oberwanie”. Zaopatrzonego w bezpieczną (dla stołu, ale nie dla zdrowia) podstawkę wypełnioną azbestem.  
żelazko podróżne

Lub takim, równie miniaturowym (12 cm.), lecz bardziej leciwym, bo wyprodukowanym jeszcze w latach 30. XX w. przez firmę Thermos A.G. Nazwa nieprzypadkowa, firma powstała w 1909 roku z inicjatywy Reinholda Burgera, wynalazcy termosu, który sprzedał właścicielom prawa do patentu i nazwy handlowej.  Dużo później, już za czasów NRD, kupowaliśmy termosy wyprodukowane przez ten zakład przemianowany na VEB Thermos.
żelazko podróżne TEAGEH

Prasowanie krawatów. Pierwsze urządzenie z poniżej prezentowanych wydaje się sensownie zaprojektowane, w tej zakładce tylko dla rejestru. Drugie natomiast jest rodzajem parowej maglownicy; wlot (pokazany na zdjęciu) na końcu górnego wałka był pozycjonowany tak, aby przechwytywać parę z czubka czajnika, kanały wzdłuż wałka rozprowadzały ciepło na całej długości rolki. Tyle teoria. W praktyce musiało być to kosmicznie trudne w obsłudze urządzenie, chyba że służyło do innych, bardziej ambitnych celów w epoce pary, zanim ułożono linie rozprowadzając wolne elektrony.

prasowaczka do krawatów  Krawatten Bügler 1958
prasowaczka do krawatów





Pralka turystyczna. Prawdopodobnie z epoki średniego Gierka. To definitywnie nie jest dobrze wymyślony gadżet. Turystyczna, ale na prąd z sieci, więc nie do zabrania na wywczas pod namiotem. Oznaczenia min/max wskazują, że można ją zanurzyć w misce, kuble tylko na kilkanaście centymetrów, a więc do uprania dwóch par majtek, trzech par skarpetek. Czyli do zabrania do domu FWP w Karpaczu, aby zaoszczędzić kilka ruchów ręką? Nie znajduję takiej kombinacji trybu przewiezienia/punktu docelowego, przy której rachunek wydatku energetycznego nie wykazywałby wielkiego manka. 
pralka turystyczna PREDOM

Wibrator z PRL. Pojawił się na rynku jeszcze w czasach gospodarki centralnie sterowanej. W oparciu o licznie zgłaszane postulaty na zebraniach partyjnych oceniono, że jest to szczególnie pożądany artykuł gospodarstwa domowego, zaspokajający istotne potrzeby rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego.

I niezapomniany widok: w czasach rynkowych niedoborów, gdy regały sklepowe wypełniano butelkami octu, stały na baczność długimi rzędami na półkach w DT Centrum, a ekspedientki, z kokieteryjnym uśmiechem  informowały, że jest to przyrząd do masażu twarzy

Nie mnie oceniać, czy powinien pozostać w kategorii BAD DESIGN, zostanie przesunięty do odpowiedniej zgodnie ze zgłoszonymi opiniami osób lepiej zorientowanych w obszarze relewantnych kwestii.

wibrator PRL

communist era vibrator
wibrator PRL - karta wyrobu

Chomik. Jak głosi slogan na torebce: zamienia resztki mydła w pianę. Oszczędności tak poczynione chyba były dość iluzoryczne, bo okres amortyzacji torebki zapewne był dużo dłuższy niż jej żywot. I potencjalnie bardzo konfliktogenna, bo mogła być użytkowana tylko przez jedną osobę, a raczej trudno byłoby liczyć na pozyskanie użytkownika na zasadach wolontariatu. Alternatywnie, resztki mydła mogły być sukcesywnie przenoszone do imiennych torebek wszystkich członków rodzinnej wspólnoty, ale w tym trybie rachunek wynikowy zarówno w wymiarze finansowym, jak i operacyjnym byłby zapewne jeszcze mniej korzystny. 


Scyzoryk sztućcowy. Pozornie rzecz przydatna, zabierałem na wycieczki, wakacje, obozy, pikniki i…nigdy nie użyłem, zawsze w końcu przegrywał w konkurencji ze zwykłą łyżką i widelcem. Niby dobrze wymyślony, bo rozbieralny na trzy odrębne sztućce, w praktyce rozbiór/składanie wymagało użycia sporej siły i dużej dozy koncentracji, nie wspominając o myciu, w zasadzie długim szczotkowaniu licznych szczelin, załamań, otworów. Znów bilans całkowicie ujemny. 
scyzoryk sztućcowy
A więc klasyczny przykład overdesign. W przypadku takich sprzętów najpełniej sprawdza się zasada Dietera Ramsa: less is more. Jak w przypadku niezbędnika poniżej, na wyposażeniu żołnierzy Wehrmachtu. Dość obrzydliwy, użycie wymagało zapewne sporej dozy odwagi, może pełnił też funkcje wychowawcze hartując ducha żołnierskiego męstwa?
niezbędnik - Wehrmacht
Albo taki, redukcyjny, choć tu less nie znaczy more, a useless, przydatny chyba tylko do zakąszania małpki szprotami.
Składany kubek bakelitowy. Nie tyle bezużyteczny, co wielce niebezpieczny. Prawdopodobnie cierpiący na hydrofobię, bo wypełnienie płynem wywoływało silną reakcję obronną w postaci obkurczania do stanu wyjściowego. Szczególnie po napełnieniu ciepłym płynem powodującym rozszerzanie elementów harmonijkowej ‘samonośnej’ konstrukcji.
składany kubek bakelitowy



Tarcza ręcznego rozruchu silnika samochodu Fiat 126p. Montowana za pomocą trzech śrub na wałku prądnicy. Solidnie wykonana; jak głosi instrukcja, linka wykonana jest ze sznura jedwabnego, a całość jest „zabezpieczona przed korozją galwanicznie przez kadmowanie z pasywacją”. Super. Oczywiście „Rozruch następuje przez energiczne pociągnięcie ręką nawiniętej linki”. Raczej nie do jednorazowego użycia w przypadku rozładowania akumulatora, bo chyba niezmiennie preferowana byłaby opcja „na pych” biorąc pod uwagę w sumie dość rozbudowane instrukcje montażu i użycia. A więc do stałego zamontowania i użycia? Są jakieś statystyki odnośnie jednoręczności byłych właścicieli maluchów?
tarcza ręcznego rozruchu - FIAT 126p

Kuchenki turystyczne. Produkowane w bardzo szerokiej gamie rozmiarów i mocy (150W po lewej, 300W po prawej na zdjęciu). A w zasadzie całkowicie zbędne, bo jak każdy doświadczony podróżnik wie, w roli kuchenki doskonale sprawdzało się odwrócone stopą do góry żelazko. I była to wiedza raczej powszechna, bo pamiętam, iż w latach 70. angielskie gazety często donosiły o pożarach hoteli spowodowanych takim zastosowaniem urządzeń prasowalniczych. Ówcześnie dotyczyło to głównie biznesowych delegacji z Chin, którym mikroskopijne, delegacyjne budżety nie zezwalały na korzystanie z miejsc zbiorowego żywienia. Często po ugotowaniu ryżu zapominali wyłączyć żelazko udając się na trudne, biznesowe negocjacje. Inna rzecz, że kuchnia chińska idealnie dostosowana jest do stosowania takiego modus obróbki cieplnej, trudno wyobrazić sobie ugotowanie w tym trybie Coq au Vin, czy chociażby bigosu. 
Żelazko gliwickiej Spółdzielni Pracy M-E (równie seksownie, acz skromniej nazwane P-7) perfekcyjnie zaprojektowane, jako urządzenie podwójnego zastosowania. Składana rączka umożliwia łatwe i stabilne pozycjonowanie, jako płyty grzewczej.
kuchenki turystyczne


żelazko turystyczne P-7


Rower z elektrycznym napędem. Zdjęcie zrobiłem w 2009 roku u wejścia na pchli targ w Pekinie. Kiepsko mieści się w kategorii bad design, chyba zasługuje na własną - „extreme design”, czy też „wysypisko design”? Dłuższe oglądanie zdjęć powoduje trwałe zmiany w ośrodkach kory mózgowej odpowiedzialnej za percepcję wzrokową, a więc dla ułatwienia – źródło zasilania, akumulator samochodowy, znajduje się pod przednim siedzeniem (w zasadzie siedliskiem?) dla kierowcy. Napęd rozruchowy dostarcza pasażer usytułowany na tylnym siodełku (siodle?) w pionie pedałów, silnik z pralki przywiązany rzemieniem do platformy dalej z tyłu napędza, poprzez system wałków, tylnie koło. Nisko zawieszone, obciążone torby zapewniają stabilną jazdę poprze obniżenie środka ciężkości.

rower z elektrycznym napędem
rower z elektrycznym napędem - Chiny

I tylko poglądowo - z tego samego miejsca - bardziej konwencjonalne rozwiązanie, takie silniki były także produkowane w Polsce.


Poniżej utrzymana w tych samych klimatach, ale bardziej inżynieryjnie elegancka konstrukcja z ulic Warszawy. Silnik od kosy spalinowej o mocy 1KM, bardzo oszczędny.
I na koniec unikatowy, trochę egzotyczny, ale bardzo funkcjonalny pojazd p. Adama Sodela, do objrzenia w niedziele na Kole. Mam nadzieję, że p. Adam wybaczy mi umieszczenie w tej zakładce, to bez wątpienia nie jest bad design, raczej ingenious design, ale na razie nie mam takiej zakładki.

Suszarka do włosów made in DDR. Pomysł był chyba niezły, miała to być mała, domowa suszarka, oferująca wygodę użycia porównywalną ze stojącą, hełmową dmuchawą salonu fryzjerskiego. I w zasadzie działa, ale jednak przegrała z setkami innych modeli darwinowską walkę o miejsce na półce sklepowej.


Jak to często bywa z tego rodzaju gadżetami, nie zadecydowały zapewne względy natury czysto funkcjonalnej, ale… Powiem tak – znalezienie kobiety skłonnej pozować do zdjęcia z tym ustrojstwem na głowie okazało się trudniejsze, niż kupno serdelków w czasach, kiedy enerdówek wydał na świat ten wynalazek. 



Okalająca głowę część zrobiona została z podwójnej warstwy ceraty. Wewnętrzna powłoka jest perforowana, małymi dziurkami powinno (w założeniu) wypływać, równomiernie na całej powierzchni, powietrze pompowane miniaturowym wiatraczkiem umieszczonym w górnej, plastikowej obudowie. Powietrze - o dziwo - ciepłe, bo w tej bardzo małej kapsule zdołano umieścić 300-watową nagrzewnicę.

suszarka do włosów DDR   hair dryer DDR


Torebkopoduszka. I jeszcze w bogatej serii peerelowskich bajerów nadmuchiwana do postaci poduszki torba podróżna. Pomysł jakoś się broni, można sobie wyobrazić takie awaryjne użycie torby w męczącej podróży, ale do zakładki BAD DESIGN trafia (docelowo) za sprawą wykonania czyniącego ten gadżet w zasadzie bezużytecznym w obydwu zastosowaniach. Mała, zrobiona z grubego, sztywnego plastiku jest bardzo nieporęczna, jako torba, natomiast każda próba użycia, jako poduszki powoduje wystrzelenie zatyczki wężyka do nadmuchiwania z towarzyszącym odgłosem, który na pewno nie przyczyniłby się do zacieśnienia relacji z pozostałymi uczestnikami ekskursji.








13 komentarzy:

  1. Przeglądnąłem, przeczytałem opisy wszystkich zgromadzonych przedmiotów i zrozumiałem ideę takiego zbioru. Gratuluję świetnego pomysłu, wydaje mi się, że jego oryginalność powinna zaowocować znacznym poszerzeniem zbiorów, chociaż i tak jest już jest zaskakująco duży.
    Dobrym podtytułem byłby: Rosyjska automata do wiązania krawata. Myje goli i pie..oli, krawaty wiąże i usuwa ciążę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ręczny rozrusznik silnika Fiata 126p sam stosowałem, prosta i skuteczna sprawa, a obie ręce mam nadal.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałem nakręcaną radziecką maszynkę do golenia. Przy dużej dozie zaparcia można sie było ogolić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie tylko szkło powiększające. W owych czasach były też modne przeróbki telewizorów na większy kineskop. Poza lampą obrazową, wymieniano cewki odchylające, transformator wysokiego napięcia i oczywiście maskownicę. Najwięcej pracy było przy skrzynce, którą trzeba było trochę podwyższyć i zrobić to estetycznie dodając listwę maskującą. Robiły to wyspecjalizowane prywatne zakłady RTV. Widziałem taki telewizor.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe, nie widziałem takiego telewizora, a może widziałem, tylko bez tej wiedzy nie dostrzegłem przeróbek. Byłby to wspaniały eksponat do zakładki „trwale związki”. A może nowej, o takich właśnie przeróbkach, było takich sporo w czasach skromnej oferty sklepowej. Pamiętam, że w pociągu do Katowic współpasażer zrobił mi długi wykład o zelowaniu butów za pomocą gumy wycinanej z krążków do gry w hokeja na lodzie. Mówił, aby zwracać szczególną uwagę na kraj pochodzenia, świetne do tego celu były radzieckie, a nieprzydatne czeskie – albo odwrotnie. Może ktoś pamięta?

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo zabawne i pouczające. Dziękuję za ciekawy zbiór kuriozów z poprzedniej epoki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Co do urządzenia do cerowania głęboko się Pan myli. Jest to urządzenie absolutnie genialne. Każdy kto raz cerował cokolwiek wie jak tego użyć, sama używam. Postaram się wrzucić zdjęcia i podać link pokazujący zasadę działania. Jeśli chce się cerować jest niezastąpione- skraca czas wykonania cery do kilku minut. Jeśli jest Pan w posiadaniu takowego, a zwłaszcza tej wersji angielskiej - chętnie odkupię. Oraz grzybek z lampką.

    OdpowiedzUsuń
  8. https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1871371136319163&set=pcb.1871372596319017&type=3&theater to jest pierwsza moja próba z urządzeniem, stąd brzegi jeszcze trochę krzywe, kolejno druga i trzecia wykonana cera. Coraz równiejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wpis, oczywiście biję się w piersi, łaty są wyjątkowej urody i istotnie wystarczy rzut oka na zdjęcie, aby zrozumieć (prostą) zasadę działania. Ja posiłkowałem się słownym opisem stosowania, a to jeden z tych przypadków, gdzie zdjęcie warte jest tysiąca słów. Dla mnie ciekawy dodatek do książki, którą akurat czytam - On Weaving autorstwa Anni Alberts, w urządzeniu zastosowano zmyślny, nie uwzględniony w książce system przekładania górnych i dolnych nici osnowy. Urządzenie umieściłem w zakładce BAD DESIGN bo nie widuję kolejnych odmnian, generacji krosna, stąd sądziłem, że to jeden z wielu gadżetów krótkiego żywota, ale to zapewne konsekwencja nastania ery rzeczy jdnorazowego użytku. Miło zobaczyć, że ktoś jeszcze przywraca do zdrowia rzeczy powszechnie skazywane na eutanazję. Chętnie – z Pani przyzwoleniem – umieszczę zdjęcia w głównym tekście, może damy oczątek nowej modzie, odmianie kolorowych, bikiniarskich skarpetek z lat ’60? Angielskiej wersji chyba nie mam, poszukam, o ile pamiętam zrobiłem zdjęcie na jakimś pchlim targu, ale polskie krosno chętnie przekażę w Pani zwinne ręce – proszę dla podtrzymania kontaktu napisać do mnie bezpośrednio na piotrpaszk@wp.pl.

      Usuń
    2. W Polsce aparat był produkowany jako Zenit, chyba jako pierwszy, a potem identyczny jako Tempo. W Anglii poza tym, który Pan pokazuje był taki sam co do zasady jak nasze Speadweaver opisany świetnie na blogu o cerowaniu pana Toma Hollanda https://tomofholland.com/2011/06/23/the-speedweve-lancashires-smallest-loom-directions-for-use/ -jest od naszego trochę lepszy - ma 14 haczyków i są one nieco gęściej ustawione, nasz ma 10 i luźniej. Natomiast tamborek polskiej wersji ma dwie strony - wypukłą do cerowania pięt skarpet oraz płaską do cerowania na płaskich powierzchniach. Angielska z tego co widzę ma tylko powierzchnie płaskie. Zdjęć proszę używać do woli, jestem za promowaniem naprawiania a nie wyrzucania :-) Cera dla hipstera!

      Usuń
    3. Ciekawe, ewidentnie pomieściłem krosno w złej zakładce, chyba należy mu się transfer do tematu TRWAŁE ZWIĄZKI, pospołu z innymi przykładami starannych, wykonanych dużym nakładem pracy napraw tekstyliów z użyciem takich i podobnych urządzeń. To wzruszające artefakty z innych czasów, epoki długowieczności przedmiotów troskliwie chronionych przed niszczycielską siłą entropii.

      Usuń
  9. Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawe starocie. Tak brzydkie, że aż fajne

    OdpowiedzUsuń